
Dach nad głową, pełny brzuszek i zadowoleni rodzice to chyba wszystko, co dziecku do szczęścia potrzebne. Warto jednak zwrócić uwagę na to, co dostaje się do brzuszków osób, które kochamy najbardziej na świecie. Odżywianie i nawyki żywieniowe kształtowane od pierwszych lat życia z pewnością będą miały ogromny wpływ na to kim i jakie będą nasze dzieci.
To dlatego w diecie mojego dziecka świadomie nie umieszczam następujących produktów:
Cukier
Cukry naturalnie występują w pożywieniu – i bardzo dobrze, gdyż są nam bardzo potrzebne. Znajdziemy je w owocach, warzywach w mleku. Pisząc w nagłówku „cukier” mam na myśli ten spożywczy – rafinowany, uzyskiwany głównie z buraków lub trzciny cukrowej – w praktyce sama sacharoza – w tej postaci absolutnie zbędny w diecie człowieka, szczególnie dziecka. Spożywany w namiarze cukier prowadzi do zwiększonego ryzyka chorób serca, otyłości, nowotworów, nadmiernego pobudzenia, a co najgorsze – uzależnia. Znajdziesz go niemal wszędzie, a na pewno w 99% jogurtów, płatków śniadaniowych, soków, napojów, dżemów czy keczupie i majonezie, o słodyczach nie wspominając.
Jeśli nie chcesz rezygnować z cukru w Waszej rodzinie, a chcesz dokonywać zdrowszych wyborów zastąp cukier rafinowany cukrem nierafinowanym lub miodem, stewią, fruktozą czy naturalnymi syropami – na przykład z agawy.
W diecie mojego dziecka analogicznie do cukru nie znajdziesz także syropu glukozowo-frktozowego, czyli żadnego produktu, który go zawiera. To spożywczy wróg numer jeden zdrowego dziecka. Nie pojmuję czemu pakują go wszędzie, także do większości (jeśli nie do wszystkich) syropków dla dzieci. Wiem, że jest bardzo tani w produkcji, ale czy tylko to się liczy? Jest tyle zdrowych składników, które również polepszą smak lekarstwa. Osobiście ciasteczka i kaszkę dla dziecka słodzę owocami. Zwykły „cukier” na prawdę nie jest mu potrzebny. A co więcej – skoro moje dziecko nie je cukru, nie jest przyzwyczajone do jego smaku i poziom słodkości jaki dają owoce jest dla niego w zupełności wystarczający.
Parówki
Do dnia dzisiejszego nie udało mi się znaleźć parówki wartej podania dziecku. Więc nie podaję, a jak muszę, zjem w sekrecie. Zastępujemy je pieczonym w domu pasztetem, na widok którego dziecko piszczy z radości.
Soki
I nie chodzi mi o soki wyciskane, tylko o 99% „soków” dostępnych na naszych półkach – prawie wszystkie te w kartonie, ale coraz częściej i w butelce, które zawierają cukier i są wyprodukowane z zagęszczonego soku lub syropu, wysokoprzetworzone. Na co dzień podaję przede wszystkim wodę, czasami herbatki i zioła. W temacie soków planuję zainwestować w wyciskarkę, która powolnym ruchem ślimakowym wyciśnie dla nas z warzyw i owoców to co najlepsze. I dorzucimy to do kaszki orkiszowej na śniadanie lub zamrozimy na pyszne, letnie lody.
Często także pytacie mnie jak ja to robię, że moje dziecko pije wodę i to dużo wody. Po prostu oprócz wody, herbatki i ziół nie zna niczego innego, stąd to uwielbia. Jak już pisałam – cukier uzależnia i nic dziwnego, że dziecko przyzwyczajone do soków odmawia picia wody.
Ryby
Pewnie jesteś w szoku.
Ryby hodowlane odrzuciłam z diety dziecka z uwagi na to, że nie wiem w jakich warunkach były hodowane, czym karmione, jaką ilość antybiotyków otrzymywały. Ryby dzikie odrzuciłam z uwagi na to, że podczas mrożenia często pokrywa się je „glazurą” zawierającą nie tylko wodę, ale i chemię spożywczą. Mieszkamy nad morzem więc moglibyśmy postarać się dla dziecka o świeże ryby, ale wciąż czytam o tym, że stężenie metali ciężkich w rybach z naszego morza jest tak wysokie, że nie chcę ryzykować. Zamiast tego podaję dziecku codziennie zdrowe, nierafinowane oleje: kokosowy, słonecznikowy czy lniany, a także kwasy omega.
A przy okazji zdradzę Ci sekret, jak rozpoznać czy ryba na prawdę jest świeża? Po wrzuceniu ryby do wody nieświeża ryba będzie unosić się na wodzie, a świeża opadnie na dno – niesamowite, prawda? Obstawiałabym, że jest zupełnie odwrotnie!
Wędliny
Rozumiem przez to starania o eliminację z żywności przeznaczonej dla dziecka tej przetworzonej. Aromatów, barwników, konserwantów czy glutaminianu sodu… i całej reszty która opisywana jest jako benzoesan sodu, siarczyny, azotyny czy dwutlenek siarki. Żaden produkt, który ma je w składzie nie ląduje na talerzu naszego dziecka. Czyli niestety wędliny również nie. Zamiast tego serwujemy pieczone mięsa i pasztety.
Moja najlepsza rada: zawsze czytaj składy.
Kupuj świadomie. Wiedz co podajesz. Nawet, jeśli zdecydujesz się wyeliminować z diety inne składniki niż my, bądź świadoma. Twoje Dziecko pewnie jeszcze nie potrafi czytać, a na pewno analizować składów żywności. Nie przejmuj się, jeśli dzisiaj Wasza dieta jest pełna produktów wyżej wymienionych, a Ty chcesz to zmienić- im szybciej zaczniesz, tym łatwiej będzie wyrobić w dzieciach zdrowe nawyki.
Pewnie wiele z Was powie, że nie uchronię dziecka przed żadnym z wymienionych powyżej produktów i ma świętą rację – ale im dłużej to robimy, tym większą szansę na zdrowie dajemy naszym dzieciom.
Jeśli jesteś zagubiona w gąszczu tych wszystkich składników, nie wiesz jak czytać etykiety, co warto kupować i co powinno lądować na talerzu Twojego dziecka (a najlepiej i Twoim) – koniecznie zainwestuj niecałe 25 złotych w książkę „Zamień chemię na jedzenie„. Ja ciągle z niej korzystam.
O czym pomyślałam na koniec? Że warto również przestać się usprawiedliwiać i wszystkie powyższe zasady zastosować także dla siebie. Trzymam za siebie kciuki! Za Was też! Bo warto się zmieniać.
A jak wygląda dieta Waszych dzieci? Chcielibyście coś zmienić?
PS Dziękuję Beti
Artykuł 5 produktów, których nie znajdziesz w diecie mojego dziecka pochodzi z serwisu Blog SPOD KOCYKA - Blog lifestylowy i parentingowy.