
Choć w lipcu miną już 3 lata, odkąd mieszkamy w nowym miejscu, jak zawsze podpisujemy się pod przysłowiem, że jak nie zrobisz czegoś w domu od razu, to niemal pewne, że nie zrobisz tego wcale. I tak musiały upłynąć aż 3 lata, abyśmy w jedno popołudnie urządzili i ocieplili nasz przedpokój tak, że mamy ochotę przestawić do niego stół z jadalni i gdyby tylko się tam zmieścił, zapewne dzisiejszy post pisałabym właśnie tam.
Przed
Tak prezentuje się nasz przedpokój – choć drzwi na jego końcu to drzwi zewnętrzne, tak naprawdę kryje się za nimi jeszcze wiatrołap, ale wybierając je, zależało nam na tym, aby były ciepłe i bezpieczne, a także wpuszczały choć odrobinę światła do wiatrołapu. Na końcu przedpokoju jest także wnęka idealna do zabudowy w pojemną szafę, do dziś niezagospodarowana. Większość kurtek i butów ciśnie się więc do dziś w wiatrołapie. Ale spokojnie i ją uda nam się zagospodarować i to wciąż w jedno popołudnie.
Nie da się ukryć, przedpokój jest po prostu pusty i chłodny.
W trakcie
Jedyną rzeczą, której tak naprawdę brakowało mi w tym przedpokoju, to lustro, w którym mogłabym zobaczyć swoją całą sylwetkę. Najbliższe miałam dopiero w sypialni na piętrze, więc praktycznie nigdy nie przeglądałam się w nim po założeniu szalika, płaszcza czy butów. Tak więc to chyba pomysł na lustro zapoczątkował całą metamorfozę.
Aby lustro nie wyglądało smutno na tak dużej ścianie, postanowiłam zamieścić na niej także płytkie szafeczki, dzięki którym będę mogła lepiej zorganizować naszą rodzinę do wyjścia.
Wybrałam takie szafki, w których sama mogę dostosowywać wysokość półek do bieżących potrzeb i tym sposobem “dorobiliśmy się” na przykład półki na okulary przeciwsłoneczne – to ta najniższa na samej górze po lewej stronie. Swoje miejsce znajdą tu także parasole, akcesoria do pielęgnacji obuwia czy rękawiczki.
Wybierając fronty, zdecydowałam się na te na wysoki połysk – odbijają światło i działają trochę jak lustro, dzięki czemu wąski przedpokój nie jest optycznie zwężony ani zatłoczony. Zdecydowaliśmy się zrezygnować z nóżek i zawiesić je na takiej samej wysokości jak lustro, dzięki czemu nasz przedpokój nabrał także lekkości.
Przestrzeń nad szafkami zdecydowałam się zagospodarować galerią zdjęć z najważniejszymi momentami i osobami z naszego życia. Do tej pory w całym naszym domu nie wisi ani jedna ramka ze zdjęciem, jedynie i dosłownie kilka zdobi parapety. Do tej pory wszystkie ramki na ścianach uzupełniałam plakatami, a zdjęcia przechowywałam w albumach. Tak naprawdę niespodziewane odejście mojego Taty tej zimy sprawiło, że zaczęłam się zastanawiać, jak zadbać o to, aby w pamięci Mikołaja Dziadek pozostał na zawsze i pomyślałam, że taka ścienna galeria ze zdjęciami, zawieszona w centralnym i codziennie użytkowanym miejscu w domu, pozwoli mu zachować wspomnienia. Przedpokój wydawał mi się więc naturalnie jednym z najlepszych stref do stworzenia takiej galerii. Chciałam spróbować i tak obok lustra postanowiłam zawiesić kolaż ramek w najróżniejszych rozmiarach i formach.
Wiedziałam, że taka galeria pełna ramek w różnych rozmiarach i formach to nie lada wyzwanie. Tu z pomocą przyszedł mi szablon z gotowym rozłożeniem ramek, które dokupiłam zgodnie z wytycznymi. Przykleiliśmy szablon do ściany i punktakiem, za pomocą młotka, zaznaczyliśmy na ścianie miejsca, w których powinny znaleźć się mocowania do ramek – gwoździki, kołki czy inne wynalazki.
Początkowo zdecydowaliśmy się na mocowanie ramek do ściany za pomocą gwoździków, ale okazało się, że nie sprawdza się ono przy grubych ramkach – nasze gwoździe okazały się zbyt krótkie, aby sięgnąć mocowania na dużej ramie i tak postanowiliśmy w niektórych miejscach zastąpić je kołkami. Natomiast kołki również nie okazały się uniwersalnym rozwiązaniem – do niektórych ramek łeb śruby okazałby się zbyt duży, tak więc miks gwoździków i kołków sprawdził się u nas najlepiej.
Teraz wystarczyło pozawieszać ramki według schematu, aby cieszyć się niemal gotową pierwszą ścianą naszego nowego przedpokoju.
Nadeszła kolej na zagospodarowanie naszej wnęki. Zastosowaliśmy w niej dwa drążki rozporowe – jeden na wiszące ubrania, pod którym stanęła rattanowa komódka, na którą nigdzie wcześniej nie mogłam znaleźć odpowiedniego miejsca. Teraz idealnie pomieści naszą wyjściową galanterię czy domowe kapcie – tak, tak, wciąż czasami chodzimy w kapciach. We wnęce zawiesiliśmy także kilka haczyków, na które będę mogła odwieszać na przykład torebki. Dwa haczyki znalazły także swoje miejsce na wysokości Mikołajka.
Na drugim drążku rozporowym zawisła zasłonka z marokańskim wzorem, która zakrywa nam całą wnękę, pełniąc jednocześnie funkcję dekoracyjną – tu wykorzystałam zasłonkę, która kiedyś wisiała u Mikołaja w pokoju.
Na koniec okazało się, że papierowa lampa zaczęła nas denerwować i przewiesiliśmy tu industrialną lampę z naszego strychu, aby ukończyć to pomieszczenie. Na koniec Wojtek wynalazł chodniczek, który zamówiłam kiedyś przez Internet, ale nigdzie mi nie pasował, tylko zapomniałam go odesłać. Jak widać – nic nie dzieje się bez przyczyny, bo tu wpasował się idealnie.
Po
Na koniec dnia zamówiłam zdjęcia, czekam na kuriera i jak tylko się pojawi, pokażę Wam efekt z naszą rodzinną galerią zdjęć.
I jak Wam się podoba taka popołudniowa metamorfoza przedpokoju?
Jeśli tekst Ci się podobał, kliknij “Lubię to” lub “Udostępnij” i podziel się nim z innymi:
Artykuł Metamorfoza przedpokoju w jedno popołudnie pochodzi z serwisu Agnieszka Kudela - Blog lifestylowy i parentingowy - Blog modowy.