
W pracy Konsultanta Ślubnego nienaganny manicure to podstawa. Jak mało co dłonie są naszą wizytówką każdego dnia, a w Dniu Ślubu często pojawiają się także na zdjęciach (zapinanie sukienki czy biżuterii, przypinanie butonierki) więc szczególnie ważne jest dla mnie, aby ich pielęgnacja nie była zbyt częsta, a dobry jej efekt pozostawał na długo. Dlatego zakochałam się w manicurze hybrydowym.
Początkowo wykonywałam go w salonie kosmetycznym, ale w szczycie sezonu czasami nie miałam czasu się nawet umówić, dlatego szybko pomyślałam, że dobrym pomysłem będzie zainwestowanie we własne produkty, dzięki którym będę mogła wykonywać manicure hybrydowy w domu.
Mocno przyłożyłam się do wyboru firmy, czytałam wiele opinii, oglądałam wiele zdjęć. Przy pierwszych zakupach zdecydowałam się na wybór chyba najpopularniejszej na świecie, tzw. „oryginalnej” hybrydy firmy CND Shellac.
Z uwagi na dość wysoką cenę tych produktów szczególnie w porównaniu do konkurencyjnych, w późniejszym czasie próbowałam w domu o połowę tańszych hybryd firmy La Femme, ale niestety niższa jakość była odczuwalna, i tak jak manicure wykonany preparatami CND Shellac trzymał się bez odprysków zwykle nawet do 3 tygodni, tak ten wykonany produktami La Femme około 10 dni. Wykonałam nawet taki test i jedną rękę pomalowałam hybrydami Shellac, a drugą hybrydami La Famme i różnica w trwałości była bardzo widoczna. Mam więc dość eksperymentów, zostaję wierna lakierom firmy Shellac (choć nie mają takiego dużego wyboru kolorów jak konkurencyjne marki i nie wprowadzają tak szybko kolorów modnych w danym sezonie).
Kolejną bardzo ważna różnica w użytkowaniu lakierów obu producentów jest widoczna przy ściąganiu hybryd. O ile hybryda Shellac bez problemu i całkowicie rozpuszcza się w acetonie, o tyle hybryda La Famme rozpuszcza się około dwa razy dłużej i niestety niezupełnie i wymaga zrywania ostrym narzędziem (używałam do rozpuszczania oryginalnych produktów tej samej firmy) a z zabiegu na zabieg płytka stawała się cieńsza i słabsza, a w efekcie paznokcie pomimo pokrycia hybrydą zaczęły się łamać i wyginać. Wystarczyło znów używanie lakierów Shellac przez kilka miesięcy, aby moje paznokcie znów odrosły mi zdrowe i mocniejsze paznokcie.
Dodam, że niektóre hybrydowe lakiery, szczególnie te najtańsze, w ogóle nie rozpuszcają się w acetonie. Z taką sytuacją spotkałam się po jednej z wizyt w salonach kosmetycznych. gdy chciałam w domu zdjąć lakier okazało się, że jest zupełnie odporny na aceton i musiałam go spiłować pilniczkiem. Dlatego jeśli wybieracie się do salonu na manicure hybrydowy upewnijcie się, że produkty, które będą Wam nakładane można rozpuścić, aby nie niszczyć tak płytki paznokcia.
Kolorystyka lakierów hybrydowych nie jest także bez znaczenia. Tutaj marka CND Shellac wypada moim zdaniem słabiej od konkurencji – ma stosunkową niewielką ilość kolorów, w tym dużo ciepłych czerwieni, brązów, a mało chłodnych róży, fioletów i pasteli. Marka ta też z opóźnieniem produkuje sezonowo modne kolory. Natomiast po hybrydze Shellac, którą stosowałam nieustannie przez ponad rok moje paznokcie były niemal nietknięte, wystarczało musnąć je blokiem polerskim, więc przymykam oko na tę słabszą moim zdaniem kolorystykę i zostaję przy Shellac.
Na cały okres ciąży zaniechałam wykonywania manicure hybrydowego (chciałam uniknąć wdychania i moczenia dłoni w acetonie), ale po porodzie wróciłam do niego. Nawet jak czuję się zmęczona, to jak widzę nad ranem zadbane dłonie walczące z rzepami pieluszki jednorazowej, czuję się jakoś lepiej ze sobą.
Mam taki rytuał, że raz na 2-3 tygodnie mówię do Wojtka, że „idę do kosmetyczki”. Szykuję sobie wtedy litry herbaty i ulubiony serial i spędzam babski wieczór. A jak marudzi, że znowu… to mówię: „Kochanie, właśnie zarabiam dla nas 110 zł” bo tyle kosztuje manicure Shellac w Gdyni. I już nie dyskutuje
W kolejnym poście napiszę Wam o wszystkich produktach jakie musicie zakupić, aby wykonać w domu manicure hybrydowy.
A jakie są Wasze doświadczenia z hybrydami?
Artykuł Manicure hybrydowy w domu #1 – jaką markę lakierów wybrać? pochodzi z serwisu Blog lifestylowy, parentingowy i wnętrzarski czyli rodzina, dziecko i dom.