Quantcast
Viewing all 269 articles
Browse latest View live

Karmienie piersią po raz pierwszy i po raz drugi

Image may be NSFW.
Clik here to view.
karmienie piersią ból nakładki blog parentingowy

Do pierwszego porodu i narodzin Dziecka przygotowywałam się chyba na każdy możliwy sposób. Wierzę bowiem, że dobra organizacja, wiedza i intuicja to mieszanka idealna, która przybliża nas do sukcesu, minimalizuje lęk przed nieznanym i istotnie zwiększa nasze szanse na powodzenie. Dlatego tak bardzo byłam zaskoczona, jak trudne i wcale nie naturalne (przynajmniej dla mnie) okazało się karmienie piersią.

 

Myśląc o dziecku, które nosiłam pod sercem, wyobrażałam sobie nieskończone całusy, przytulania, wspólne spacery i zabawy. Karmienie piersią nie było czymś, o czym marzyłam, lecz raczej poczuciem obowiązku wobec tego maleńkiego Człowieka i chęcią jak najlepszego zaspokojenia jego potrzeb. Bez dwóch zdań to karmienie naturalne najlepiej zaspokaja nie tylko potrzebę odżywania, ale przy okazji kilka innych, nie mniej ważnych. Postanowiłam jak najlepiej się do tematu przygotować.

 

Karmienie piersią po raz pierwszy było dla mnie bardzo trudne od początku do końca. Pomimo świetnego przygotowania (fantastyczne warsztaty “Po prostu położna” z położną Ewą Janiuk i Agnieszką Maciąg, indywidualne zajęcia w ramach szkoły rodzenia u nas w domu z cudowną Karoliną Kardasz ze Szkoły Rodzenia Majka, liczne publikacje i książki o karmieniu piersią itp.), karmiąc po raz pierwszy czułam się w temacie fatalnie każdego dnia. To dlatego oczekując na kolejne dziecko, podsumowałam wszystkie doświadczenia, które mogły na taki stan wpłynąć i wyeliminować je, aby zwiększyć swoje szanse na sukces. Co to było?

 

 

1. Nastawienie

Przestałam patrzeć na karmienie piersią jak na wielki trud i jeszcze większe ograniczenie. Postanowiłam wyprzeć te myśli i zastąpić je wizualizacją karmienia piersią jako czegoś naturalnego, co z jeszcze lepszym przygotowaniem i wsparciem na pewno mi się uda, jak na wolność, którą mi da. Nie było łatwo, ale zadziałała tu chyba zasada podobna do “kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą”. I ja w to wszystko po prostu uwierzyłam.

Przy pierwszym dziecku, po porodzie, który zakończył się cesarskim cięciem, szybko uznałam, że nie mam pokarmu. Nikt nie wyprowadził mnie wtedy z błędu. Nikt nie przypomniał mi, że żołądek noworodka jest wielkości małej wisienki, naparstka czy małej łyżeczki do herbaty, więc widząc kroplę siary (pierwszy pokarm), zamiast cieszyć się, że jeszcze tylko kilka i nakarmię swoje Dziecko, ja siedziałam załamana i oczekiwałam kilkudziesięciu mililitrów. Gdy prosiłam o pomoc w karmieniu, otrzymywałam odpowiedź: “Dobrze, dokarmimy” – pomimo tego, że nie o dokarmienie prosiłam, była to niemal jedyna pomoc, jaką otrzymałam od personelu w szpitalu. Pomogła mi siostra – przez telefon i laktator przywieziony przez męża, a najbardziej wyjście do domu. Siedziałam dzień i noc z laktatorem, pełna obaw i lęków, że nic z tego nie będzie, że się nie uda, zgadzając się na kolejne porcje mleka modyfikowanego do dokarmiania, płacząc nad nim. Lęk o to, że pokarm nigdy nie nadejdzie, towarzyszył mi od samego początku. Tak samo jak poczucie, że nie daję rady już na starcie. Czy wiesz, co jest potrzebne do produkcji mleka? Hormon zwany oksytocyną. Co mu przeszkadza i go hamuje? Hormon stresu, tzw. kortyzol. Po cesarskim cięciu towarzyszył mi zapewne dużo niższy poziom oksytocyny niż powinien (przez co często rozpoczęcie karmienia piersią jest po takim porodzie jeszcze trudniejsze),  po dołożeniu kortyzolu sytuacja się nie poprawiała.

 

Za drugim razem wiedziałam dokładnie, jak to może wyglądać, dlatego gdy w szpitalu wszyscy dopytywali o to, ile mam pokarmu, odpowiadałam, że spokojnie, to dopiero pierwsza doba, pokarm nadejdzie. Pamiętam, jak niemal cały oddział położniczy pełen dzieci płakał (tak samo jak i moje pierwsze dziecko po porodzie), a mój Synek tylko budził się na karmienie. Wtedy zapytałam położną, czy z moim Maluszkiem jest wszystko w porządku, że jest taki spokojny, a ona wyszeptała mi na ucho: “To dlatego, że Pani jest taka spokojna, a dzieci to czują”. Tym razem po prostu weszłam do szpitala z pełną wiarą i przekonaniem, że mi się uda, że na wszystko potrzeba wiary i czasu. Zamiast zamartwiać się, cieszyłam się z każdej kropli mojego pokarmu, doładowując się pozytywną energią. Wiedziałam też, że szczególnie po cesarskim cięciu warto sobie pomóc i wspomóc się po każdorazowym karmieniu laktatorem niemal od razu. Oczywiście jeśli tylko starczało mi sił. Jeśli ich nie miałam, odpuszczałam i po karmieniu odpoczywałam. Wiedziałam, że w końcu i tak się uda, a ja będę miała więcej siły na pozytywne myślenie, które doprowadzi mnie do sukcesu.

 

2. Ciocie dobre rady

Ciocia dobra rada: Dlaczego Twój Syn tak mało przybiera? Pewnie masz słabe mleko!
Ja: Mam dobre mleko, najlepsze, jakie mogę mu dać.
Ciocia dobra rada: A skąd wiesz? Badałaś? Czy lekarz na ładne oczy Ci powiedział?

 

Takiego rodzaju rozmowy odbywałam z “życzliwymi” po narodzinach starszego Syna. Niby znałam odpowiedzi na te wszystkie mity laktacyjne i wydawało mi się, że świetnie się przed nimi bronię… jednak moja pewność siebie jako Mamy słabła po każdej takiej rozmowie. Tę powyższą przypłaciłam tak ogromnym stresem, że dostałam zastoju pokarmu, a po 2 dniach 39’C gorączki i zapalenia piersi. Pomógł dopiero antybiotyk, choć może nie miałam siły szukać innego rozwiązania, gorączka męczyła mnie tak strasznie, że nie miałam siły opiekować się i karmić własnego Dziecka. Moje poczucie wartości jako Mamy leżało i kwiczało. Razem ze mną.

 

Dlatego przy drugim dziecku zupełnie ograniczyłam odwiedziny w pierwszych tygodniach życia – odwiedziły nas tylko dwie Mamy, moja Siostra i Ciocia. Przez ile czasu? Przez tyle, aż nie poznaliśmy się i nie nauczyliśmy się z Maluszkiem siebie nawzajem. Do czasu, aż moja pewność siebie w temacie karmienia, podsycona sukcesem w tym obszarze pod postacią na przykład pięknego przyrostu wagi, nie była tak wysoka, abym była w stanie słuchać trudnych komentarzy.

 

Bardzo pomogło mi także… omijanie tematu szerokim łukiem i zostawienie go dla siebie i dla męża oraz bardzo zaufanych przyjaciółek, które motywowały mnie na każdym kroku. Które mówiły, że wiedzą, jak jest mi ciężko, ale wiedzą, że dam radę. Największą rolę odegrał tu Mąż, który również ogromnie mi kibicował, chwalił mnie za każdy maleńki krok, za każdą jedną kropelkę pokarmu i trud włożony w karmienie. Wiedział, jakie to dla mnie ważne, stał na straży wszystkich “Cioć dobra rada” i nie pozwalał mnie oceniać.

 

3. Nakładki do karmienia

Przy pierwszym dziecku już w szpitalu miałam problemy z przystawianiem Maluszka do piersi, co dodatkowo powodowało u mnie ogromny ból podczas karmienia. Jeszcze w szpitalu zalecono mi jako rozwiązanie nakładki do karmienia. I tak karmiliśmy się przez… 3 miesiące! Przez 3 miesiące nie byłam w stanie nakarmić Dziecka bez nich. Chyba niewiele osób zrozumie frustrację towarzyszącą mi każdego dnia, sięgającą zenitu na spacerze, daleko od domu, gdy okazywało się, że zapomniałam nakładek. Czułam się totalnie niekompetentna. Miałam głodne, płaczące Dziecko, miałam mleko i nie umiałam tego połączyć bez durnego kawałka silikonu. Zresztą karmienie w nakładkach poza domem było także trudne ze względów higienicznych, przez co bardzo rzadko wychodziłam, a na wyjściach nerwowo zerkałam na zegarek, odliczając czas do kolejnego karmienia i dojazdu do domu. Szukałam pomocy – zgłosiłam się wtedy do przyszpitalnej poradni laktacyjnej, aby dowiedzieć się, że niestety, ale będę karmić w nakładkach i już, gdyż Dziecko bez nich nie jest w stanie się przystawić –  położna laktacyjna przez całą godzinę próbowała nas tego nauczyć, ale bez skutku.

Wiecie, jakie pytanie zadaję sobie coraz częściej, mając dylematy związane z wychowaniem dzieci? Czy ta rada sprawdziłaby się na pustyni w Afryce, gdybym zamiast Polką była córką jednego z Nomadów i żyła z rodziną w koczowniczym trybie życia? Czy ta położna laktacyjna udzieliłaby mi takiej samej porady? Że naturalnie, bez wsparcia się karmić nie da? I skazała tym samym moje dziecko na śmierć głodową? No właśnie…

Dlatego przy drugim dziecku nakładki kupiłam – na wszelki wypadek, ale specjalnie nie zabrałam ich do szpitala. I co? Jutro minie miesiąc, jak karmimy się bez nakładek. Ani razu ich nie użyliśmy (choć raz w chwili słabości próbowaliśmy).

 

4. Fachowa pomoc

Jeszcze przed porodem przygotowałam sobie listę certyfikowanych położnych laktacyjnych i skorzystałam z niej. Dałam najpierw szansę położnej środowiskowej, ale to było w moim wypadku jak kulą w płot. Wtedy wyszukałam na mojej liście poradnię laktacyjną z prawdziwego zdarzenia i pokonałam kolejne niedogodności. Przygotuję dla Was osobny materiał o tym, jak pomóc sobie, gdy karmienie piersią boli. Bo można, a nawet trzeba to zrobić! W ciągu 24 godzin od fachowej porady zaczęliśmy się karmić bez bólu.

 

Taka sama sytuacja – narodziny dziecka, ta sama ja, ten sam szpital, dom i rodzina. Początkowo zmieniłam tylko moje nastawienie, rozgoniłam czarne myśli i zastąpiłam je pozytywnymi, ciepłymi. Czym się różni karmienie piersią po raz drugi od tego pierwszego? Tym razem ani razu nie płakałam pod prysznicem, nie marzyłam o karmieniu butelką, nie chciałam się poddać. Wiara czyni cuda. Nie tylko ta w Boga, ta w siebie również.

Image may be NSFW.
Clik here to view.
blog parentingowy karmienie piersią

I tak, jestem zmęczona, nocne karmienia są dla mnie szczególnie wyczerpujące. Tylko ja mogę nakarmić Maluszka i czasami chciałabym, aby ktoś mnie w tym wyręczył. Ale wiem, że warto. Czuję to bardzo mocno i reszta nie ma znaczenia. Budujemy więź i inwestujemy w zdrowie na całe życie, a to nie ma ceny.

Pamiętajmy także, że jeśli z jakiegokolwiek powodu karmienie piersią nam się nie uda, to bliskość i odporność Dziecka możemy budować na milion innych sposobów. Miłość zawsze zwycięża, bez względu na to, jak się karmimy.

Twoje zdanie jest dla mnie bardzo ważne, jeśli post Ci się podobał, kliknij:

Artykuł Karmienie piersią po raz pierwszy i po raz drugi pochodzi z serwisu Agnieszka Kudela - Parentingowy blog lifestylowy.


Jak urządzić kącik do spania dla Noworodka i zapewnić mu bezpieczny sen?

Image may be NSFW.
Clik here to view.

Nigdy nie robiłam tajemnicy z tego, że pierwszy pokój dziecięcy urządziłam dla… siebie. Pokoik dla Dziecka był moim niespełnionym marzeniem, którego realizacja dała mi ogromna satysfakcję i była idealną odskocznią dla trudnej ciąży. Jak urządziłam przestrzeń dla kolejnego Dziecka?

 

To nie jest jednak tak, że gdy urządziłam pierwszy pokoik dziecięcy, to później stał i się kurzył, a wręcz przeciwnie. Niemal za każdym razem udawałam się tam na karmienie, siadałam w moich ukochanym fotelu i rozkoszowałam się czasem z Dzieckiem, czytając przy karmieniu czasami nawet książkę dziennie. Także na każdą zmianę pieluszki udawaliśmy się na piętro do dziecięcej sypialni. Pozwoliliśmy sobie na to, gdyż mając tylko jedno dziecko, mogliśmy w całości oddać się opiece nad nim.

 

Przygotowując miejsce dla kolejnego Dziecka, wiedziałam, że mieszkając na trzech poziomach i mając pod opieką starszego Synka Mikołaja, który nie ma nawet trzech lat, nie będę chciała zostawiać go samego na przykład w salonie na parterze, udając się z Maluszkiem na piętro, by położyć go spać, przebrać albo nakarmić. Dlatego tym razem strefy dziecięce do karmienia, pielęgnacji, przechowywania i spania zamiast jak poprzednio skumulować w jednym, dziecięcym pokoju, rozproszyły nam się po całym domu. To pod tym kątem urządzałam je, aby były jak najbardziej mobilne i ulokowane tam, gdzie toczy się nasze rodzinne życie ze starszym Dzieckiem, a urządzenie  osobnego pokoju dziecięcego zostawiłam sobie na później.

 

1. Miejsce do spania na pierwsze miesiące życia Dziecka

Kierując się mobilnością, urządzając kącik dla noworodka do spania, postawiliśmy na kosz Mojżesza. Naszym wyborem jest bardzo solidny kosz marki Shnuggle. Dzięki temu, że nasz Synek śpi w koszu, za pomocą przymocowanych do boków kosza rączek możemy zabrać go ze sobą do salonu, ogrodu, pokoju starszego Synka czy biura na poddaszu.

 

Wybraliśmy kosz Mojżesza Shnuggle w wersji DREAMI w kolorze białym  – w komplecie z materacykiem oraz dwufunkcyjnym stojakiem. Z uwagi na to, że kosz czasami po kilka razy dziennie wędruje z nami z góry na dół i z dołu do góry, a nasz najmłodszy Synek Maksiu uwielbia bujanie, to aby nie biegać dodatkowo ze stojakiem po schodach, zdecydowaliśmy się dobrać do kosza drugi stojak w wersji ROCKING czyli bujany i to na nim właśnie kosz stoi w sypialni zaraz obok naszego łóżka. Zajmuje malutko miejsca (zdecydowanie mniej niż kosz, który mieliśmy przy starszym Synku, a dodatkowo także nie trzeszczy), a dzięki swojej lekkiej wadze bardzo łatwo przysuwam go co wieczór do brzegu łóżka i odsuwam każdego ranka. Jego ergonomiczna wysokość pozwala na bujanie Maksia na wyciągnięcie ręki, gdy przebudzi się w nocy. Mogę go też głaskać czy trzymać za rączkę, nie śpiąc z nim przy tym w jednym łóżku, co pozwala mi czuć się bezpiecznie. Dzięki wysokiemu stojakowi, gdy chcę wziąć Maksia na ręce, nie muszę schylać się ani schodzić z łóżka, a to ogromna zaleta tego rozwiązania. Fajne jest także to, że jak Maluszek rusza w koszu rączkami czy nóżkami, ten delikatny ruch wystarcza, aby wprawić kosz w bujanie.

Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.

 

Drugi stojak – ten, który był w zestawie DREAMI, w wersji bujanej ma kosz mocowany na bardzo niskiej wysokości, która świetnie sprawdza się nam w salonie, w którym zazwyczaj stoi. Jest to idealne rozwiązanie na czas zabaw na dywanie z Mikołajkiem – jesteśmy wszyscy razem i mamy Maksia dosłownie pod ręką, gdzie możemy go kołysać dosłownie jednym palcem. W każdej chwili możemy także odwrócić stojak do góry nogami i postawić kosz na sztywno i znacznie wyżej.

Image may be NSFW.
Clik here to view.

 

2. Pościel dla noworodka

W koszu na materacyku mamy oczywiście prześcieradełko – to standardowe, białe prześcieradełko wymiarach 50×80 cm. A pod czym śpi Maluszek? Dla jego bezpieczeństwa w nocy, czyli wtedy, gdy nie jest pod naszą stałą opieką, nie używamy ani kołderek, ani kocyków (używamy ich natomiast chętnie w wózku czy wtedy, gdy Maksiu śpi pod naszym okiem w ciągu dnia). Dlaczego? Taki Maluszek ma tendencję do zarzucania sobie kocyka czy kołderki na twarz, co może utrudniać mu oddychanie. Dlatego zwykle delikatnie otulamy Maluszka. Naszymi faworytami są:

Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.

  • otulacze Lodger – Bundler, wykonane z bawełny hydrofilowej, która jest dziergana, a dzięki temu elastyczna; otulacze te, co dla nas ważne, nie zapewniają bardzo ścisłego, krępującego otulenia ani w rączkach, ani w okolicy nóżek i bioderek, dzięki czemu stawy biodrowe naszego Malca mogą się na pewno bezpiecznie rozwijać,
  • rożki, które idealnie sprawdzają się w chłodniejsze dni i noce,
  • bawełniane pieluchy/otulacze Lodger lub bambusowe Aden+Anais – choć czasami otulam też Maksia samodzielnie w duże bambusowe czy muślinowe otulacze będące tak naprawdę wielkimi pieluchami o wymiarach około 120×120 cm, Maksiu nigdy nie pozostaje w nich ciasno otulony całą noc.

 

3. Szumiący miś WHISBEAR

Image may be NSFW.
Clik here to view.

Gdy poznałam szumiącego misia jakieś dwa lata temu, Mikołajek wydawał mi się już zbyt duży na „biały szum”, ale przy Maksiu wiedziałam, że będę chciała go wypróbować. Czy działa?

 

Szumiś nie pomaga, gdy Maksiu płacze, bo jest głodny, ma mokro lub potrzebuje bliskości, ale gdy nie może zasnąć z nadmiaru emocji, jest rozdrażniony czy niespokojny, szumiący miś wyraźnie pomaga mu się uspokoić, ukoić i zasnąć. Gdy Maksiu przebudzi się w ciągu nocy z niewiadomego powodu, szum automatycznie się włącza – mamy szumiącego misia WHISBEAR z funkcją Cry Sensor, która po wykryciu płaczu Dziecka włącza szum automatycznie i również często pomaga Maksiowi szybciutko zasnąć.

 

4. Monitor oddechu + elektroniczna niania + kamera

Image may be NSFW.
Clik here to view.
monitor oddechu blog parentingowy

Nasz monitor oddechu kupiony był ponad 3 lata temu dla Mikołajka. Mamy wersję 3w1 z nianią elektroniczną i kamerką w jednym. Dlaczego zdecydowaliśmy się na takie rozwiązanie? Żadne z naszych dzieci nie miało wskazań medycznych, aby zastosowanie tego typu urządzenia było konieczne. Niemniej jednak dla nas był to istotny element podnoszący bezpieczeństwo dzieci i komfort snu… rodzica Image may be NSFW.
Clik here to view.
🙂
Czujemy się znacznie spokojniejsi, wiedząc, że prócz nas nad oddechem Dziecka czuwa jeszcze elektroniczny aniołek. Model, który widzicie na zdjęciach AngelCare 1100 niestety jest już dostępny w polskiej dystrybucji. Alternatywny monitor oddechu możecie wybrać tutaj. Oprócz funkcji monitora oddechu, mieszkając na kilku poziomach czy korzystając latem z ogrodu, nie wyobrażamy sobie funkcjonowania bez niani elektronicznej. Choć tak naprawdę uważam, że przydaje się ona także na mniejszych przestrzeniach – czasami szum podczas gotowania w kuchni czy podczas kolacji ze znajomymi, albo pod prysznicem, może utrudnić nam szybkie usłyszenie płaczu Dziecka, a dzięki elektronicznej niani nie mamy tego problemu. Kamerka to także użyteczna opcja, która, gdy Dziecko zapłacze, pozwala sprawdzić, czy nic mu się nie stało, zanim dobiegniemy do jego łóżeczka albo monitorować, czy dziecko zasnęło, jeśli zasypia bez naszej obecności. Po tym, jak przenieśliśmy kamerkę do Maksia, przyznajemy, że brakuje nam tego typu urządzenia u Mikusia.

 

A bez czego Ty nie wyobrażasz sobie snu Maluszka?

Jeśli post Ci się podobał, będzie mi bardzo miło, jeśli go polubisz:

Artykuł Jak urządzić kącik do spania dla Noworodka i zapewnić mu bezpieczny sen? pochodzi z serwisu Agnieszka Kudela - Parentingowy blog lifestylowy.

Jak dbać o bliznę po cesarskim cięciu?

Image may be NSFW.
Clik here to view.

Odsetek cesarskich cięć w Polce to na ten moment (rok 2017) 43%. Bez względu na to, jakie są tego powody, nie możemy zapominać o tym, że cesarskie cięcie to poważna operacja, a blizna po cesarskim cięciu to pamiątka, która pozostanie z nami na całe życie. Dziś podpowiem Ci, jak zadbać o siebie i o bliznę po cesarce, aby zapewnić sobie jak najlepszy powrót do zdrowia, sprawności oraz jak najładniejszy efekt kosmetyczny.

 

Blizna po cesarskim cięciu, czyli to, co widzimy na skórze gołym okiem, to tak naprawdę wierzchołek góry lodowej. Jednak pomimo tego, że to ślad po poważnej operacji, odpowiednia pielęgnacja może sprawić, że blizna ta będzie niemal niewidoczna i nie będzie przyczyną Twojego dyskomfortu. Jestem dziś 8 tygodni po drugim porodzie, który odbył się właśnie w ten sposób i opowiem Ci o tym, jak zadbałam o siebie.

 

Dlaczego to takie ważne?

 

Niestety, ale po wyjściu ze szpitala jesteśmy zwykle pozostawiane same sobie, na pierwszą kontrolę do lekarza udajemy się w zalecanym terminie 6 tygodni od porodu nie wiedząc, że z blizną powinniśmy pracować dużo wcześniej – o ile lekarz w ogóle doradzi Ci coś w kwestii rekonwalescencji, Po pierwszym cesarskim cięciu cała moja troska o ciało po operacji skupiała się na defekcie kosmetycznym i oszczędzaniu siebie. Teraz świadomie zadbałam o siebie zupełnie inaczej!

 

 

1. Pielęgnacja rany po cesarskim cięciu

Po operacji możesz spodziewać się na swoim brzuchu opatrunku w miejscu cesarskiego cięcia, który położna zdejmie Ci już po… kilku godzinach, pozostawiając ranę czystą i nieosłoniętą. Twoim oczom ukaże się najprawdopodobniej cienka kreseczka na skórze, a na niej kilka-kilkanaście szwów. Nie zdziw się, jeśli naokoło rany będą siniaki, a na ranie strupki, to zupełnie normalne, choć przyznaję, to pierwsza tak świeża pooperacyjna rana jaką widziałam i był to dla mnie widok dość szokujący.

 

Ranę można moczyć wodą od razu, dlatego jak tylko staniesz na własne nogi, możesz wziąć prysznic. Po każdym prysznicu dobrze jest wytrzeć ranę do sucha – możesz użyć do tego celu ręcznika papierowego lub świeżego ręcznika bawełnianego. Dobrze jest także ranę codziennie przemyć ulubionym środkiem do odkażania ran i nie zakładać na nią kolejnych opatrunków.

 

Tak się składa, że to świeże powietrze jest największym sprzymierzeńcem Twojej rany. Aby zapewnić jej najlepsze warunki do gojenia, warto nosić wysoką bieliznę siateczkową i luźne sukienki czy koszulki do spania już od dnia porodu. Zapewnią Ci one także największy komfort – nie będą uciskać tej delikatnej i obolałej okolicy. Latem odpowiedni strój to zadanie bardzo łatwe, zimą warto ograniczyć noszenie obcisłych czy ciepłych ubrań na wysokości rany (rajstopy, spodnie) tylko na chwile poza domem. Pamiętaj, dopóki rana się w pełni nie zagoi, nie stosuj preparatów na blizny.

 

 

2. Zdjęcie szwów

Zdjęciem szwów zajmuje się zazwyczaj położna. Nie wiem, czy wiesz, ale w Polsce w zakresie podstawowej opieki zdrowotnej w ramach Narodowego Funduszu Zdrowia przez 8 tygodni po porodzie (w ciąży zresztą także) przysługuje Ci sześć darmowych, domowych wizyt położnej środowiskowej, która powinna między innymi zdjąć Twoje szwy po porodzie. Jest to opcja niezwykle wygodna, dzięki której nie musisz jeździć z Maluszkiem po przychodniach lub prywatnych gabinetach czy też zapewniać mu na ten czas opieki kogoś innego.

 

Szwy po cesarskim cięciu powinno się zdjąć na 6 dobę, wtedy ślady po nich będą najmniej widoczne. Po pierwszym cięciu szwy zdjęłam dopiero na 10 dobę – tak bardzo bałam się rozejścia blizny na wypadek zdjęcia ich za wcześnie. Tym razem natomiast zdjęłam je dokładnie jak zalecił lekarz na 6 dobę, a jako zabezpieczenie blizny kupiłam specjalne plasterki, które zastępują szwy i po zdjęciu szwów przez kilka tygodni zabezpieczałam bliznę przed rozejściem w ten sposób.

 

 

3. Fizjoterapia

Po pierwszym porodzie nie miałam fioletowego pojęcia o tym, jak poważną operację przeszłam i jakie mogą być jej skutki. Uświadomiły mi to dopiero ogromne bóle pleców, jakie dotykały mnie podczas zwyczajnej, codziennej opieki na Dzieckiem i ból w bliźnie, gdy 3 miesiące po porodzie próbowałam powrócić do jakiejkolwiek aktywności fizycznej i próbowałam potruchtać wokół domu czy podbiegłam na przystanek.

 

Tym razem już w ciąży zgłosiłam się do fizjoterapeuty, aby ulżyć sobie w noszeniu tego “słodkiego ciężaru” oraz przygotować się do powrotu do formy po porodzie. Opieką fizjoterapeuty byłam objęta więc aż do porodu i już kilka dni po nim wróciłam do gabinetu. Dzięki maksymalnie prostym ćwiczeniom, jak nauka i praktyka napinania poprzecznego mięśnia brzucha czy ćwiczenia mięśni dna miednicy, a także oklejaniu blizny i brzucha za pomocą specjalnych tejpów, dolegliwości bólowe ustąpiły mi dwa razy szybciej niż przy okazji pierwszego porodu (choć wiele osób mówiło mi, że druga cesarka jest trudniejsza), natomiast bóle pleców nie pojawiły się do dzisiaj. Dlatego jeśli masz tylko taką możliwość, pamiętaj, że ogromnie warto chociażby raz spotkać się z fizjoterapeutą po porodzie. Zbada Cię, a także zaleci Ci i pokaże bezpieczne, proste ćwiczenia i masaże do wykonywania w domu, dzięki którym ból minie szybciej, a Twoje przecięte tkanki jamy brzusznej, mięśnie brzucha, powięź mięśniowa, miednica i postawa całego ciała szybciej wrócą do formy.

 

 

4. Codzienna pielęgnacja blizny po cesarskim cięciu

Pamiętam, jak nie mogłam doczekać się zdjęcia szwów (okropnie ciągnęły) i rozpoczęcia pielęgnacji blizny. Poszukiwałam więc dwóch preparatów – jednego na bliznę, a drugiego na rozstępy (niestety mnie nie ominęły). Zasięgnęłam opinii koleżanek i wszystkie poleciły mi Bio-Oil jako preparat zarówno do pielęgnacji blizny, jak i rozstępów. Nie będę udawać – nie lubię się niczym smarować, nawet używanie kremu do twarzy to dla mnie konieczność, a nie przyjemność. Dlatego bardzo ucieszyłam się, że jednym olejkiem i wcieraniem załatwię aż dwa tematy. Szczególnie obiecująco zabrzmiała tutaj rekomendacja jednej z koleżanek, że Bio-Oil tak cudownie zredukował jej bardzo liczne rozstępy na brzuchu, że ciężko je dziś zauważyć gołym okiem, warunek jednak postawiła mi jeden: smarowanie dwa razy dziennie przez kilkanaście tygodni. Bałam się, że olejek używany codziennie rano zatłuści mi ubrania, ale zupełnie niepotrzebnie, gdyż po wmasowaniu i całkowitym wchłonięciu taki problem nie występuje. Co więcej, gdy po masażu zostaje mi na dłoniach cienka warstwa olejku, wsmarowuję ją także w kości policzkowe na przebarwienia, które pojawiły się w czasie ciąży.

Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.

 

5. Masaż blizny

Samodzielnie, oprócz blizny na skórze, dbam także o blizny pod skórą, które, choć niewidoczne, również albo przede wszystkim wymagają naszej uwagi. Codziennie wieczorem wykonuję więc tak zwaną mobilizację blizny – masaż powierzchownych, a także głębszych tkanek brzucha, w tym bardzo ważnej powięzi mięśniowej, czego nauczył mnie mój fizjoterapeuta. Do masażu również wykorzystuję Bio-Oil, który sprawdza się do tego celu wyśmienicie, a tym samym wykonując masaż, wieczorne wklepywanie olejku mam już z głowy.

 

6. Codzienne funkcjonowanie

Po porodzie starałam się bardzo dbać o to, jak się poruszam. Aby wstać, zawsze kładę się na bok, podpieram się ręką i dopiero wstaję. Dzięki temu nie nadwyrężam, lecz chronię mięsień prosty brzucha, zapobiegając jego rozejściu. Z czasem dodałam do takiego wstawania świadome napinanie mięśnia poprzecznego brzucha, aby wyćwiczyć znów dobry nawyk. Również bardzo ważna jest pozycja podczas karmienia – zawsze karmię wygodnie z użyciem poduszki do karmienia, dzięki czemu się nie garbię i nie zgniatam swoich wnętrzności, które po porodzie nie od razu wracają na swoje miejsce.

 

Olejku Bio-Oil używam od 6 tygodni. Jakie zmiany zauważyłam?

Na olejek pierwsze zaczęły reagować przebarwiania na policzkach, które wybieliły się na tyle, że nie nakładam już na nie korektora. Kolejne zaczęły zmieniać się rozstępy – nie reagują na olejek od razu w całości, ale tak jakby fragmentami – wiele z tych malutkich fragmentów jest już niemal zupełnie jasnych, dzięki czemu całe zmiany są mniej widoczne. Blizna po cesarskim cięciu również reaguje nierównomiernie – choć wciąż jest zaróżowiona, wiele jej fragmentów jest już niemal zupełnie jasnych. A to dopiero 6 tygodni stosowania. Nie mogę doczekać się efektu działania olejku za kilkanaście tygodni. Wiem, że ani blizna, ani rozstępy nie znikną całkowicie, zapowiadają się jednak być dyskretne.

 

Widząc, jak radzi sobie z rozstępami, z chęcią zastosuję go także, gdy kolejny raz oparzę się, wkładając ciasto do piekarnika czy prasując, a także zadrapię czy mocniej zranię. Producent rekomenduje go także jako skuteczny i bezpieczny na blizny dla dzieci, które skończyły 2 lata.

 

 

Skład olejku

Dlaczego Bio-Oil działa? Składnik PurCellin Oil zapewnia mu tę lekką, nietłustą konsystencję, a olejek rozmarynu, nagietka, lawendy, tymianku oraz witaminy A i E zapobiegają powstawaniu widocznych blizn.

 

Jeśli znamy się nie od dziś, wiesz, że cenię wszystko co naturalne. Nie jest tajemnicą, że olejek ten zawiera także parafinę, której nie jestem fanką, gdyż jest olejem mineralnym, dlatego gdy Bio-Oil zgłosił się do mnie z propozycją zorganizowania dla Was konkursu, zapytałam o nią producenta.

 

Producent zapewnił mnie, że jest to parafina farmaceutyczna, która przyspiesza wchłanianie składników zawartych w olejku. Zapoznałam się także z wynikami badań przeprowadzonymi przez Instytut proDERM w Hamburgu w Niemczech, specjalizujący się w stosowanych badaniach dermatologicznych, mówiących o tym, że “istotny statystycznie wynik był widoczny u 66% uczestniczek zaledwie po 2 tygodniach (15. dzień). Po 8 tygodniach (57. dzień) u 92% uczestniczek wykazano poprawę, o zakresie niemal trzykrotnie większym, niż poprawa widoczna po 2 tygodniach. Ciągła poprawa POSAS była widoczna w okresie trwania badania“.

 

Dlatego pomimo parafiny w składzie i na podstawie osobistych rekomendacji co do działania olejku na blizny – ja się na niego zdecydowałam, szczególnie mając na uwadze preparaty stosowane po pierwszej ciąży, które obiecanego efektu rozjaśnienia rozstępów mi nie zapewniły.

 

Dodam, że olejek jest wegański, nie był testowany na zwierzętach i nie zawiera konserwantów.

 

 

KONKURS

Image may be NSFW.
Clik here to view.

A dziś mam dla Ciebie konkurs, dzięki któremu i Ty będziesz mogła przetestować działanie olejku Bio-Oil i zobaczyć pierwsze wyniki działania już po 2 tygodniach regularnego stosowania. Wystarczy, że napiszesz życzenia z okazji 5 urodzin Bio-Oil w Polsce na moim Facebooku.

 

Natomiast jeśli masz konto na Instagramie, mam dla Ciebie dodatkową propozycję – wystarczy, że polubisz profil @biooilpl na Instagramie i wyślesz do nich wiadomość z hasłem: “Agnieszka Kudela” oraz swoje imię, nazwisko i adres do wysyłki, aby otrzymać próbkę olejku wraz z broszurką. Zgłoszenie możesz wysłać do 15 października 2017, ale pamiętaj – ich liczba jest ograniczona, więc kto pierwszy, ten lepszy.

 

Więcej na temat olejku najdziesz na Facebookowym profilu Bio-Oil.

 

Gdybym miała powiedzieć, która cesarka jest łatwiejsza, to zdecydowanie powiedziałabym, że druga. Podejrzewam jednak, że obie były podobne, a za wszystkim stoi odpowiednia troska o siebie, profesjonalne wsparcie, które sobie zapewniłam i pielęgnacja.

 

Dlatego jeśli przyjdzie lub przyszło Ci rodzić drogą cesarskiego cięcia, pamiętaj, że pielęgnacja blizny po cesarskim cięciu powinna być bardzo ważnym elementem troski o siebie.

 

Niech Twoja blizna przypomina Ci o tym, jaka jesteś ważna i jaką ogromną rolę odegrałaś i odgrywasz każdego dnia. Dbaj o nią i o wszystko, co przykrywa. Doskonale wiem, jak łatwo jest o sobie zapomnieć, gdy rodzi się Dziecko. Pamiętaj, że jesteś bardzo ważna, a gdyby nie Ty, nie byłoby Jego. Każdego dnia powinnaś znaleźć choć chwilę czasu na autoterapię swojej blizny, dla zwiększenia komfortu swojego życia, dla siebie i dla tych, którzy Cię kochają.
Image may be NSFW.
Clik here to view.

Artykuł Jak dbać o bliznę po cesarskim cięciu? pochodzi z serwisu Agnieszka Kudela - Parentingowy blog lifestylowy.

Jak się przygotować do wyjścia ze szpitala z noworodkiem?

Image may be NSFW.
Clik here to view.
jak się przygotowaćdo wyjścia ze szpitala z noworodkiem

O ile jeśli tak jak ja rodzisz latem, możesz rozważyć spakowanie ze sobą do szpitalnej torby rzeczy na wyjście, o tyle jeśli rodzisz zimą to upchnięcie w torbie wszystkich ciepłych rzeczy dla siebie i dziecka będzie tylko utrudniało Twój pobyt w szpitalu. To dlatego przygotowałam sobie w domu wszystkie rzeczy niezbędne na wyjście ze szpitala w jednym miejscu…

– w foteliku samochodowym dla dziecka, gotowe do zabrania przez osobę, która będzie nas ze szpitala odbierała – u nas był mój mąż Wojtek.

 

Zapraszam Cię więc na film, w którym wszystko Ci opowiem…

 

 

Jeśli filmik Ci się spodobał, będę ogromnie wdzięczna za kciuk w górę, który możesz przyznać mi tutaj – będzie to dla mnie ogromna motywacja do tego, aby nagrywać kolejne materiały. Jeśli już nie możesz doczekać się kolejnych filmików, koniecznie zasubskrybuj mój kanał, a możesz to zrobić tutaj.

 

Pierwsze pytanie na jakie musimy sobie odpowiedzieć planując nasze wyjście ze szpitala: jak będziemy wracać do domu? Zapewne dla większości z nas jest to samochód, ale na pewno znajdą się też osoby, które na przykład mieszkają bardzo blisko szpitala i zdecydują się na powrót spacerem. W każdej z tych sytuacji musimy mieć w czym przewieźć noworodka i zdecydować, czy będzie to wózek czy fotelik samochodowy.

 

Osobiście rodziłam w innym mieście niż mieszkam na co dzień więc wiedziałam, ze do domu będę wracała samochodem. To dlatego najważniejsza rzecz, jaką przygotowałam na wyjście ze szpitala był fotelik samochodowy.

 

Fotelik samochodowy

Nasz wybór padł na fotelik Cybex Cloud Q – dla poprzedniego Synka mieliśmy bardzo podobny fotelik tej samej marki tylko nieco inny model – Aton Q, który nie posiadał jednej, najważniejszej funkcji, którą posiada fotelik Cybex Cloud Q, który mamy tym razem – jest to funkcja rozkładnia fotelika poza samochodem na płasko, do pozycji leżącej, niemal jak w gondoli wózka.

 

O ile do tej pory byłam ogromnym przeciwnikiem przewożenia dzieci w fotelikach samochodowych poza samochodem, na stelażach wózków czyli traktowania fotelika samochodowego jak gondoli czy domowego leżaczka, o tyle gdy mamy fotelik samochodowy rozkładany poza wózkiem niemal na płasko, widzę tutaj nowe możliwości, które nie szkodzą zdrowiu naszego Maluszka. Oczywiście najlepiej stymulować nasze dziecko przewożąc je w gondoli gdzie jego ruchy nie są niczym skrępowane ani przez wymuszoną przez kształt fotelika pozycję ani przez pasy, ale taki rozkładany na płasko fotelik może być ciekawą alternatywą na przykład na wyjście do lekarza czy na zakupy, gdy nasz Maluszek akurat zasnął w samochodzie, my nie chcemy budzić go przenosząc do gondoli – wtedy możemy łatwo zamontować fotelik za pomocą adapterów na większości stelażach wózków i udać się na mały spacer czy odwiedzić znajomych.

 

Dlaczego to takie ważne? Taki Maluszek w wieku do dwóch miesięcy powinien przebywać w foteliku samochodowym maksymalnie 30-60 minut, gdyż w pozycji wymuszonej przez fotelik tętno dziecka i liczba oddechów wzrasta przy jednoczesnym spadku natlenienia organizmu, a to tylko jeden z powodów,dlaczego ta bezpieczna pozycja do podróżowania nie jest idealna do wypoczynku. Więcej na ten temat przeczytasz tutaj.

 

Otulacz do fotelika samochodowego i nie tylko

Pomimo tego, że Maks przyszedł na świat pod koniec lipca, nie byłam w stanie przewidzieć tego, jaka będzie pogoda w dniu naszego wyjścia ze szpitala – a 10 czy 30 ‘C robi różnicę. To dlatego zdecydowałam się na zamontowanie w foteliku samochodowym specjalnego otulacza Leaf od Wallaboo – rozłożony otulacz ma kształt kwiatka – od wewnątrz jest to 100% delikatna, wysokiej jakości bawełniana tkanina, ocieplona z drugiej strony zamszem.

 

Otulacz ten możemy zastosować zarówno w wózku jako śpiworek, w łóżeczku jako rożek, na podłodze jako matę do zabawy czy w foteliku samochodowym jako śpiworek do fotelika – i to jest to zastosowanie, które ja wykorzystałam przygotowując się do wyjścia ze szpitala z Noworodkiem.

 

Dzięki unikatowemu kształtowi kwiatka, otulacz ten idealnie nada się na każdą pogodę – w upalny dzień wystarczy położyć Maluszka na bawełnianej tkaninie, dzięki czemu nie zapoci się on nam w kontakcie ze sztuczną wyściółką fotelika. Jeśli pogoda będzie nieco chłodniejsza, możemy Maluszka umieścić we wszytej w otulaczek kieszonce i zapewnić mu okrycie niczym ciepły kocyk. Na wypadek brzydkiej pogody możemy dodatkowo zawinąć maluszka w kolejne płatki naszego otulacza a także zapiąć na zatrzaski kolejne listki tworząc w ten sposób przytulny, chroniący przed wiatrem i zimnem kapturek.

 

Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.

 

 

Mając taki otulaczek wiedziałam, że późną wiosną, latem i wczesną jesienią nie potrzebuję już dla Maluszka dodatkowych ubranek poza czapeczką na wypadek chłodnego dnia, a zimą mam dodatkową ochronę przed chłodem.

 

Nasz otulaczek i wiele podobnych znajdziecie tutaj.

 

Ubrania dla Mamy

W tak przygotowanym foteliku umieściłam także ubrania przygotowane na wyjście ze szpitala dla siebie. Z uwagi na niepewną pogodę przygotowałam dwa zestawy, a w dniu wyjścia powiedziałam tylko Wojtkowi, który zestaw ma ze sobą zabrać.

 

Na co warto zwrócić uwagę wybierając ubrania na wyjście ze szpitala?

 

Po pierwsze wygoda – bez względu na to jak planujemy rodzić, każdy poród może zakończyć się cesarskim cięciem, dlatego warto zrezygnować tutaj na przykład z obcisłych jeansów, także tych ciążowych, których sztywny materiał, szlówki, zamki wypadają idealnie na wysokości blizny po cesarskim cięciu i nie zapewni nam wygody, szczególnie w podróży.

 

Po drugie odpowiedni rozmiar. Osobiście nie liczyłam na to, że 2-3 dni po porodzi wejdę w ubrania sprzed ciąży więc postawiłam na te ciążowe lub luźniejsze rozwiązania. Po porodzie wiele z nas gromadzi wodę i chociażby z tego powodu nie jest w stanie zmieścić się w normalne ubrania czy buty.

 

Dlatego kompletując zestawy do wyjścia do domu dla siebie postawiłam na:

  • zestaw na bardzo ciepły dzień: wybrałam dla siebie ciążową sukienkę w białe i granatowe paseczki oraz wiązane tenisówki, które w praktyce ledwo zawiązałam właśnie z powodu zatrzymanej wody,
  • zestaw na zimny dzień: przygotowałam dla siebie ciążowe długie legginsy, luźną koszulkę i bardzo ciepły sweter oraz również tenisówki.

 

W dniu naszego wyjścia pogoda była bardzo ładna, na szczęście nie była zbyt upalna. Dlatego założyłam na siebie sukienkę i tenisówki, a Maluszka włożyłam jedynie w kieszonkę na nóżki, zapinając naokoło główki kapturek, aby ochronić go od wiatru który towarzyszył nam tego dnia.

 

W poście wystąpili:

Fotelik samochodowy Cybex Cloud Q
Otulacz Wallaboo

 

Koniecznie nie zapomnijcie o wykonaniu kilku pamiątkowych zdjęć z tego Waszego pierwszego wielkiego wyjścia!

Image may be NSFW.
Clik here to view.
wyjście ze szpitala z noworodkiem

Jeśli materiał Ci się podobał, będzie mi miło, jak dasz mi znać “Lubiąc to”:

Artykuł Jak się przygotować do wyjścia ze szpitala z noworodkiem? pochodzi z serwisu Agnieszka Kudela - Parentingowy blog lifestylowy.

Sukienka w kwiaty w duchu slow fashion

Image may be NSFW.
Clik here to view.
sukienka w kwiaty blog modowy stylizacja

Powrót do formy po ciąży to idealna okazja do tego, aby zbudować swoją garderobę od nowa. Przy jej tworzeniu zdecydowałam się postawić na wysokiej jakości, ponadczasowe ubrania, które pozwolą mi stworzyć stylowe zestawy na wiele okazji. Dziś pokażę Wam, jak wybrać sukienkę w kwiaty, która będzie z nami na lata.

 

Jakie wymagania musi spełniać sukienka w kwiaty, aby posłużyła Ci wiele sezonów, zapewniła dobre samopoczucie i elegancki wygląd?

 

1. Kwiatowy wzór

Image may be NSFW.
Clik here to view.

Z jednej strony bardzo modny w tym sezonie, z drugiej – ponadczasowy, przywodzący na myśl Kraj Kwitnącej Wiśni, klasyczny kwiatowy wzór sprawdzi się zawsze.

 

2. Odpowiednia długość

Image may be NSFW.
Clik here to view.

Czy wiesz, że w biznesie dopuszczalne są tylko 3 długości spódnicy? Przed kolano, w kolano i za kolano. Prowadząc agencję ślubną, naturalnie kieruję się tą zasadą przy podejmowaniu decyzji zakupowych. Jeśli zależy Ci na elegancji, sukienka również nie powinna być krótsza niż przed kolano. Dlatego jeśli szukasz ponadczasowej sukienki w kwiaty, koniecznie pamiętaj o tym, aby jej długość pozwalała Ci na swobodę ruchów.

 

3. Korzystny fason

Image may be NSFW.
Clik here to view.

Każda część Twojej garderoby powinna być dopasowana do typu Twojej sylwetki. Istnieja jednak fasony, które zdają się pasować niemal do każdej figury, nadając jej lub podkreślając kształt klepsydry.

 

4. Naturalne tkaniny

Image may be NSFW.
Clik here to view.

Jeśli sukienka ma nam posłużyć przez wiele lat, nie możemy nie zwracać uwagi na jej jakość. Jeśli ma się dobrze nosić, warto postawić na naturalne materiały, takie jak bawełna czy len, dopuszczając domieszkę na przykład elastanu, aby zapewnić sobie większą wygodę, a tkaninie mniejszą podatność na zagniecenia.

 

5. Dbałość o każdy detal

Image may be NSFW.
Clik here to view.

Oprócz wysokiej jakości tkanin to staranne wykonanie jest nadrzędną cechą, która wpływa na całkowity odbiór naszej stylizacji. Piękne zapięcia, guziczki, staranne szwy – to wszystko sprawia, że czujemy się naprawdę wyjątkowo.

 

6. Wygoda

Image may be NSFW.
Clik here to view.

Ile razy nie wiedziałaś, co zrobić z rękoma? Ukryte kieszenie są dla mnie synonimem wygody, który nie tylko wszedł na salony, ale nawet do mody ślubnej!

 

7. Uniwersalność

Idealna sukienka to też taka, która sprawdzi się przez cały rok, bez względu na pogodę dopasujesz do niej zarówno eleganckie szpilki, ciepłe kozaki, jak i wygodne balerinki.

 

 

Przyznam Ci się do czegoś, strasznie bałam się kwiatów!

 

Gdy pierwszy raz miałam przyjemność wejść do pracowni Marie Zélie, aby wybrać sukienki do sesji zdjęciowej naszej Wytwórni Ślubów, od progu krzyczałam – dla mnie gładka! Bałam się, że kwiaty dodadzą mi kilogramów, a także lat. I choć na sesji, tak jak chciałam, wystąpiłam w gładkiej sukience…

Image may be NSFW.
Clik here to view.

…kwiaty zabrałam ze sobą do domu.

 

Moja sukienka z grubej bawełny z domieszką elastanu świetnie trzyma fason, ma idealną wprost długość w kolano – pięknie pasującą zarówno do pracy, jak i na przyjęcie. Gruba bawełniana tkanina ma same zalety – oddycha, pięknie się przy tym układając. Ta sukienka jest absolutnie funkcjonalna – po ciąży ukryła wszystkie mankamenty mojej figury, a także pozwoliła karmić piersią. Jestem pewna, że świetnie sprawdzi się także w pierwszych miesiącach ciąży, tak samo jak pozwala dobrze czuć się, gdy brzuszek jest wciąż bardziej pamiątką niż wspomnieniem.

A ja czuję się ultrakobieco.

Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.

SukienkaAglaia w kolorze pudrowego różu w kwiaty od Marie Zélie
Buty: Ryłko
Torebka: Michael Kors
Kolczyki: Tous
Zegarek: Daniel Wellington

 

A teraz mam coś dla Ciebie!
15% rabatu na zakupy na www.mariezelie.com
– wystarczy, że robiąc zakupy,
użyjesz kodu rabatowego AGNIESZKAKUDELA15

Kod ważny jest do końca listopada 2017. Promocje nie łączą się.

 

Jestem ogromnie ciekawa, jak podoba Ci się moja sukienka i jaki jest Twój przepis na kobiecość?

Artykuł Sukienka w kwiaty w duchu slow fashion pochodzi z serwisu Agnieszka Kudela - Parentingowy blog lifestylowy.

Kącik do przewijania i pielęgnacji dziecka | Wyprawka dla noworodka

Image may be NSFW.
Clik here to view.
kącik do przewijania i pielęgnacji dziecka w sypialni rodziców

Jak urządziliśmy kącik do przewijania i pielęgnacji dla drugiego Synka? Czego nie mogło w nim zabraknąć, a z czego zrezygnowaliśmy?

 

Kącik pielęgnacyjny Mikołajka, który urządziłam ponad trzy lata temu, możecie zobaczyć tutaj.

 

Składał się on z dwóch podstawowych elementów: wysokiej komody na ubranka i stołu do przewijania z dwiema półkami pod spodem. Dlaczego nie wykorzystałam ponownie tych samych elementów?

 

Osobne, wyznaczone miejsce do przewijania uważam za strzał w dziesiątkę. Dla mnie to niezwykły komfort, móc przewijać Maluszka na odpowiedniej wysokości, w towarzystwie wszystkich niezbędnych akcesoriów, mając pieluszki, waciki czy ubranka zawsze na wyciągnięcie ręki, dlatego wiedziałam, że będę chciała to rozwiązanie powtórzyć przy kolejnym Dziecku.

 

Wiedziałam już także, że osobny stół do przewijania z półkami to nie do końca to, co sprawdziło się u nas idealnie. Dlaczego? Odkryte półki do przechowywania miały taką wysokość i głębokość, że okazały się dla mnie niepraktyczne, bo jakkolwiek bym nie poukładała na nich zapasów czy zabawek, to zawsze miałam wrażenie bałaganu. Nie pomogło zorganizowanie się w specjalnie kupionych do tego celu białych kartonach, gdyż korzystanie z nich było dla mnie bardzo niewygodne. W praktyce obok siebie stała komoda i stół do przewijania z… pustymi półkami, zajmując całkiem sporą powierzchnię.

 

Tym razem kącik pielęgnacyjny, czyli kącik do przewijania i przechowywania ubranek, postanowiłam urządzić w naszej sypialni, a nie w osobnym pokoju dziecka, a więc i powierzchnię, jaką miały zająć, chciałam zminimalizować. Dlatego postawiłam na komodę z nakładką do przewijania i tym sposobem zastąpiłam dwa meble – jednym.

 

Kącik do pielęgnacji urządziłam tak, aby pasował do naszej biało-szarej sypialni, w końcu jest jego nieodłączną częścią. Zależało mi więc na tym, aby był jej przedłużeniem, a także aby komoda pochodziła z kolekcji mebelków dziecięcych, abym w przyszłości mogła dobrać do niej pasującą szafę oraz łóżeczko i urządzić pokój dziecięcy.

 

Image may be NSFW.
Clik here to view.
pokój dziecięcy głowa łosia
Image may be NSFW.
Clik here to view.
pokój dziecięcy wieszak na ubranka
Image may be NSFW.
Clik here to view.
pokój dziecięcy
Image may be NSFW.
Clik here to view.
pokój dziecięcy biało-szary
Image may be NSFW.
Clik here to view.
pokój dziecięcy poroże łosia

 

O tym, jak zorganizowałam całą komodę szuflada po szufladzie powstanie osobny post, ale od razu Wam powiem, że niepotrzebnie obawiałam się, że się w niej nie zmieszczę – doświadczenie po pierwszym Dziecku pozwoliło mi ograniczyć liczbę ubranek tak, że wszystkie mieszczą się teraz w jednej szufladzie, a pierzemy raz, maksymalnie dwa razy w tygodniu.

 

Image may be NSFW.
Clik here to view.
pokój dziecięcy komoda z przewijakiem quax
Image may be NSFW.
Clik here to view.
pokój dziecięcy komoda z przewijakiem quax muppetshop

 

Uwielbiam takie rozwiązania, które nie tylko sprawdzą się przez wiele lat (nakładkę do przewijania będę mogła zdjąć i zostanie sama komoda), ale przede wszystkim są praktyczne i ułatwiają życie.

 

To dlatego w koszu, obok przewijaka, schowałam zapas pieluszek, wacików i czystej wody w butelce, a także olej kokosowy w słoiku – mój ulubiony zestaw do przewijania. Na przewijaku pod ścianą obowiązkowo kładę zwiniętą pieluszkę – mój Maluch już uwielbia się odpychać nóżkami do góry. Spostrzegawczy wypatrzą, że za zasłonką wisi szary organizer na dodatkowe drobiazgi, u nas wciąż pusty.

 

Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.

 

Na parapecie postawiłam dodatkowy organizer. Z jednej jego strony trzymam wszystkie akcesoria pielęgnacyjne: szczoteczkę do włosów, grzebień, nożyczki, termometry i kosmetyki.

 

Image may be NSFW.
Clik here to view.
organizer beaba

 

Z drugiej – pieluszki i mokre chusteczki, ale nie takie chemiczne, tylko w 99,9% nasączone wodą, a w 0,1% ekstraktem z owoców – dzięki temu, gdy chcę zmienić Dziecku pieluszkę w innym miejscu w domu czy w ogrodzie, wystarczy, że wezmę ze sobą ten organizer i wszystko mam pod ręką.

 

Image may be NSFW.
Clik here to view.
ORGANIZER NA PIELUSZKI I AKCESORIA. MINERAL. BEABA Muppetshop

 

Nad komodą zawiesiłam głowę łosia i półeczki, na których kiedyś pewnie staną ramki ze zdjęciami albo inne dekoracje. Po prawej stronie komody wieszam ręcznik do kąpieli.

 

A skoro przewijanie, nie mogło zabraknąć specjalnego kosza na pieluszki, który stoi z lewej strony komody i któego moją recenzję możecie przeczytać tutaj.

 

Image may be NSFW.
Clik here to view.
pokój dziecięcy biało-szary

 

I jak Wam się podoba nasz kącik do pielęgnacji Maluszka?

 

A to nie wszystko, bo obok stworzyłam wygodny kącik do karmienia piersią lub butelką, który razem z całą aranżacją dziecięcego kącika pokażę Wam już w kolejnym poście z wyprawkowej serii.

 

Jeśli post Ci się podobał, będzie mi ogromnie miło, jeśli go polubisz: 

 

W poście wystąpili:

Komoda z nakładką do przewijania – Quax Camille Milk
Organizer na akcesoria i pieluszki, nożyczki, szczotka do włosów, grzebień – Beaba
Kosz na zużyte pieluszki – Sangenic Tec biały Tommee Tippee
Tapicerka na przewijak – Ceba Caro Szara
Lampka i koszyk do przechowywania – Roomee Decor
Ręcznik – Dear Eco
Szary wiszący organizer za zasłonką – H&M Home
Pluszowa głowa łosia – prezent
Półeczki – IKEA

 

Artykuł Kącik do przewijania i pielęgnacji dziecka | Wyprawka dla noworodka pochodzi z serwisu Agnieszka Kudela - Parentingowy blog lifestylowy.

Kącik do karmienia Maluszka | Wyprawka dla noworodka

Image may be NSFW.
Clik here to view.
kącik do karmienia piersią butelką

Pokazałam Wam już kącik do spania naszego Maluszka, kącik do przewijania i pielęgnacji i zostało nam jeszcze jedno, wyjątkowe miejsce, stworzone specjalnie dla nowego członka naszej rodziny – kącik do karmienia.

 

Naturalne karmienie było dla mnie bardzo ważne, dlatego postanowiłam się do niego dobrze przygotować, o czym możecie przeczytać w osobnym poście. Wszystko po to, aby zwiększyć nasze szanse na sukces. Wiem bowiem, że nie dla wszystkich –  w tym dla mnie – to co jest naturalne, musi być łatwe.

 

Kącik do karmienia, który urządziłam 3 lata temu dla mnie i Mikołajka, możecie zobaczyć tutaj. Wiedziałam już, co się sprawdziło i co chcę powtórzyć. Na pewno był to wygodny fotel – poprzedni sprawdził się idealnie, stoi teraz w salonie, gdzie spędzam większość dnia z dziećmi. Zapragnęłam posiadać taki mebel także w naszej sypialni, aby zapewnić sobie komfort podczas karmienia wieczorem czy nawet w nocy, z dala od zgiełku dnia, w naszej sypialni, która jest na piętrze. Wiem także, że fotel to nie jest mebel na kilka miesięcy, wygodny posłuży mi wiele lat, więc wybrałam taki, który idealnie wpasował się do naszej biało-szarej sypialni.

 

Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.

 

Czego jeszcze mi brakowało? Poduszek. Zarówno tych dekoracyjnych, które dodatkowo wesprą moje plecy (uwielbiam podkładać sobie coś pod lędźwia), jak i tej do karmienia.

 

Na poduszki dekoracyjne wybrałam to, co już od dawna mamy w domu – Mikołajkowego pieska i księżyc, które dzięki pastelowym rysunkom i stonowanym kolorom idealnie uzupełniły ten kącik, wpasowując się w styl naszej sypialni. Do pełni wygody brakuje tu tylko podnóżka, ale do tej roli adoptuję zwykle puf z pokoju Mikołaja.

 

Image may be NSFW.
Clik here to view.

 

Poduszka do karmienia musiała być duża – ten fotel ma dość niskie podłokietniki, a takiego Maluszka wygodnie było mi mieć naprawdę wysoko, więc szukałam jednej poduszki, która swoją wysokością zapewni nam komfort. Myślałam, że ta, z uwagi na naprawdę spory rozmiar, starczy nam na krótko, ale korzystamy z niej jeszcze dziś, gdy Synek ma prawie 4 miesiące i nasza przygoda z nią wcale się nie kończy.

 

Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
najlepsza poduszka do karmienia
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.

 

Mój sposób na rzadsze pranie? Śliniaczki do karmienia i odbijania! Te są duże i cudownie mięciutkie, podszyte frotką od spodu, idealne ochronią odzież Dziecka i naszą.

 

Image may be NSFW.
Clik here to view.
śliniak lodger

 

Mam też taką zasadę, że każde karmienie to wypita szklanka wody – przynajmniej staram się tego trzymać. Dlatego obok fotela postawiłam niski stolik, na który odkładam także e-booka, w nadziei, że znajdę w końcu czas na to, aby zasiąść w fotelu i coś poczytać. Kiedyś odkładałam tu jeszcze czystą lanolinę, szczęśliwie od dawna jej już nie potrzebuję.

 

Image may be NSFW.
Clik here to view.
biały szary pokój dziecięcy komoda przewijak fotel do karmienia

 

Bez względu na to, czy karmimy się piersią, czy butelką, uważam, że warto zadbać o to, aby ten czas był jak najbardziej wyjątkowy, aby nie rozpraszał nas wtedy telefon czy telewizor.

 

Osobiście uwielbiam karmiąc kontemplować szczęście, które mam na rękach i wokół siebie. Oczywiście jest to luksus, na który w ciągu dnia zwykle brakuje nam czasu, ale wieczorowa czy nocna pora są do tego idealne.

 

A jak jest u Was?

 

Jeśli post Ci się podobał, będzie mi ogromnie miło, jeśli go polubisz:

 

W poście wystąpili:

Poduszka do karmienia – Poofi
Poduszki dekoracyjne Miś i Księżyc – MO Home
Śliniaczek – Lodger
Fotel do karmienia – BlackRedWhite
Stolik – IKEA
Bluzka do karmienia – Cool Mama

Artykuł Kącik do karmienia Maluszka | Wyprawka dla noworodka pochodzi z serwisu Agnieszka Kudela - Parentingowy blog lifestylowy.

Gdy karmienie piersią boli…

Image may be NSFW.
Clik here to view.
karmienie piersią boli ból

Słyszałam, że karmienie piersią wcale nie jest takie proste, że na początku może boleć. Ale nigdy nie wyobrażałam sobie, że może TAK boleć.

 

Przy pierwszym dziecku karmienie piersią było dla mnie bolesne od samego początku i to pomimo ogromnej dawki leków przeciwbólowych, które otrzymywałam dożylnie po cesarskim cięciu. Wbrew moim oczekiwaniom ból nie malał z każdym kolejnym podejściem, było wręcz przeciwnie. Przy pierwszym Dziecku neonatolog, widząc mój ból i problemy z przystawianiem Malucha, zaleciła do karmienia nakładki. Rzeczywiście, zmniejszały ból, ale najprawdopodobniej to one stoją za dwoma zapaleniami piersi i każdorazową gorączką 39’C oraz antybiotykami. Niestety, bardzo łatwo jest, stosując nakładki codziennie i do każdego karmienia, niechcący przytkać jakiś kanalik, doprowadzając do zastoju, od którego do zapalenia jest tylko krok. Z nakładek jest także bardzo ciężko zrezygnować, nie tyle nam, co Dziecku, które – karmione tak od zawsze – z piersią bez nakładek może sobie nie poradzić przez wiele tygodni lub miesięcy, nawet z pomocą doświadczonej położnej laktacyjnej.

 

Ale wróćmy do bólu. Przy drugim Dziecku jeszcze przed porodem zapisałam sobie listę certyfikowanych położnych laktacyjnych z moich okolic. Domyślałam się, że będę potrzebowała wsparcia.

 

Tym razem celowo nie zabrałam do szpitala nakładek do karmienia. Chciałam postawić na naturę i na fachową pomoc. Pomyślałam, że bez nich położne od razu skupią się na pomocy docelowej, a nie doraźnej. Karmienie w szpitalu było, jak się spodziewałam, znów trudne, do tego doszły problemy z laktacją związane z cesarskim cięciem i pojawiającym się brakiem pokarmu. Niestety w naszych szpitalach wciąż pokutuje zachęcanie do dokarmiania w miejscu, w którym każda mama, jeśli tylko tego chce, powinna otrzymać profesjonalne wsparcie laktacyjne. Wciąż spotykamy się z dokarmianiem noworodka już w pierwszej dobie sztucznym mlekiem, “bo Pani nie ma pokarmu”, zamiast z pomocą Młodej Mamie, która wpędzana jest w kompleksy i wyrzuty sumienia.

 

Na ból w szpitalu nie otrzymałam innej rady niż czas. Miało przejść z czasem.

 

Początkowo z laktatora korzystałam w celu pobudzenia laktacji. Moje porady na ten temat przeczytasz w materiale “Jest dziecko, nie ma mleka“. Natomiast gdy mleko już się pojawiło, z laktatora korzystałam nadal… karmienie było tak bolesne, że aby sprawić sobie ulgę, przynajmniej raz dziennie odciągałam pokarm i podawałam Maluszkowi butelką, aby dać sobie odpocząć. Tłumaczyłam sobie, że wcale nie jest tak źle, gdyż maluch przynajmniej będzie umiał jeść z butelki. Niestety, odstępy pomiędzy karmieniem w ten sposób zaczęłam skracać, właśnie z bólu. Nie byłam w stanie już tak dłużej funkcjonować. Kilka dni po porodzie karmienie bolało mnie o wiele bardziej niż przebyta operacja, a na dźwięk płaczącego Dziecka zaczynałam odczuwać lęk przed kolejny karmieniem i większym bólem.

 

Minął tydzień i sytuacja tylko się zaostrzała. Miałam mleka “po kokardki”, ale z powodu bólu prawie nie byłam w stanie dalej karmić Dziecka.

 

Instynkt podpowiadał mi, że tak być nie może, że musi być na to jakiś sposób, że matka nie może tak cierpieć. W pierwszej kolejności sięgnęłam po środki zaradcze, takie jak żelowe nakładki chłodzące. Ulga była odczuwalna, ale krótkotrwała, a co najważniejsze, nierozwiązująca problemu, niemająca wpływu na przyczynę, a jedynie lecząca skutek. Wiedziałam, szczególnie patrząc na cenę tych nakładek, że na pewno nikt nie wymyślił ich jako docelowego rozwiązania mojego problemu. Czystą lanolinę również stosowałam, oczywiście już od samego początku, po każdym karmieniu…

 

Sięgnęłam po listę położnych laktacyjnych, ale okazało się, że pierwsze dwie zrobiły sobie właśnie urlop, a trzecia nie dojedzie, bo za daleko… czwarta z kolei otwiera właśnie poradnię laktacyjną i właściwie nie ma wolnego terminu, więc musimy czekać. To był piątek, a czekać miałam do wtorku – wieczność! A ból, z którym się mierzyłam, taki, że bałam się, że nie doczekam, że nie wytrzymam, załamię się i zakończę karmienie. Co gorsza, odciąganie pokarmu laktatorem również bolało coraz bardziej. Pomyślałam wtedy, że w tej mojej całej wyprawce do karmienia piersią (którą poznasz w poście Jak przygotować się do karmienia piersią), to ja o najważniejszym zapomniałam – o patyku, który mogłabym wsadzać sobie między zęby i zagryzać!

 

Ten czas to była sinusoida – radość z nowej roli, cudowne pierwsze dni, ale od karmienia do karmienia, gdy pojawiały się łzy, lęk i niemoc.

 

Wtedy znalazłam położną środowiskową, która zapewniała, że też jest “laktacyjną”. Umówiłyśmy się na poniedziałek. Obiecałam sobie, że jeszcze te dwa dni wytrzymam. W sobotę o 2 w nocy miałam kryzys, w którym to, płacząc, przypomniałam sobie, że w ciąży kupiłam książkę o karmieniu piersią, do której… nawet nie zajrzałam. Pobiegłam po nią… “Po prostu piersią” Gill Rapley i Tracey Murkett.

 

“Jeśli boli, to coś jest nie w porządku”

 

Wyszukałam rozdział o bolesnym karmieniu piersią i dowiedziałam się, że:

 

“bolesne karmienie piersią – nawet w pierwszych kilku tygodniach – świadczy o tym, że coś jest nie tak”

 

“najczęstszą przyczyną bólu przy karmieniu jest nieefektywne przystawienie się dziecka, co oznacza, że maluch nie dostaje tyle mleka, ile powinien”

 

“trzeba szybko temu zaradzić, więc jeśli nie jesteś w stanie zrobić tego sama, zwróć się o pomoc”

 

Wiedziałam! Wiedziałam, że coś jest nie tak! Że to nie musi, nie może tak boleć!

 

Pełna nadziei czytałam o  prawidłowym przystawianiu dziecka, o tym, że prawidłowo przystawione dziecko nie może do krwi nas pogryźć, gdyż pierś ma tak głęboko w buzi, że nie jest w stanie nas skrzywdzić. Tylko JAK TO, kurdebalans, ZROBIĆ?

 

Doczytałam do pozycji do karmienia, które sprzyjają prawidłowemu przystawieniu.

 

“Jedną z pozycji, w której dziecko najłatwiej uczy się ssać pierś jest ta, gdy leży ono na brzuszku, a mama ułożona jest w pozycji półleżącej z poduszką pod plecami. (…) Dziecko jest na piersi a więc grawitacja pomaga mu w przystawieniu i utrzymaniu się przy piersi. (…) Możesz zaufać dziecku, że samo odpowiednio się ułoży, zamiast dbać, aby wszystko odbyło się “jak należy”. (…) Karmienie w ten sposób daje dziecku (…) większe szanse na nauczenie się efektywnego ssania piersi”.

 

Położyłam się, zgodnie z instrukcją, na plecy, przystawiłam Maluszka krok po kroku tak, jak jest to opisane, po raz pierwszy, po raz drugi, po raz ósmy i… EUREKA!!! Udało się! Nic mnie nie bolało! W tamtym momencie 100% bólu odeszło! A ja karmiłam bez niego! Wiedziałam, wiedziałam, że mogę, że możemy!!!

 

Okazało się, że miałam dużo szczęścia, że za pierwszym razem udało mi się tak przystawić, gdyż nie każda kolejna próba kończyła się sukcesem, ale już wiedziałam, że mogę, że da się, że będzie dobrze!

 

Teraz tylko pozostawało poczekać do poniedziałku na wizytę położnej środowiskowej i nauczyć się przystawiać prawidłowo, nie tylko leżąc na plecach.

 

Spędziłam dwa dni, karmiąc w ten sposób, co przy jednoczesnej opiece nad trzylatkiem było dość męczące… ale nadszedł poniedziałek i wizyta położnej środowiskowej. Opowiedziałam jej z radością i łzami w oczach moją historię, aby usłyszeć: “Proszę żadnych książek nie czytać, Pani ma mnie od pokazania, jak się karmi”. Nie weszłam w dyskusję, ale Pani była tak pewna siebie, że postanowiłam skupić się na jej profesjonalnych, a nie interpersonalnych umiejętnościach, a właściwie ich braku. Pani skrytykowała wszystko co robię, nie chciała zobaczyć, jak karmię, tylko wyszła z pozycji, że ona mi pokaże, jak to się robi, a ja zrobię sobie z tym co chcę. Na pierwszy odstrzał poszła poduszka do kamienia: “Poproszę poduszki, ale nie takie! Dziecka nie można kłaść na półce do karmienia”. Pozycja, którą pokazała mi położna, była identyczna, w jakiej karmiłam do tej pory, ta, w której ból był nie do zniesienia… więc zaleciła mi – uwaga – nakładki, a wychodząc, zostawiła smoczek uspokajający…

 

Zanim zdążyłam dobrze zamknąć za nią drzwi, dowiedziałam się, że nie wolno mi jeść brokuła, kalafiora, kapusty, czekolady, ani przypadkiem napić się innej kawy niż Inka z mlekiem.

Chwilę później dzwoniłam do położnej laktacyjnej, która wcześniej nie mogła mnie przyjąć, bo otwierała swoją poradnię. Umówiłyśmy się na spotkanie w jej gabinecie na środę (za dwa dni).

 

W międzyczasie, niczym tonący brzytwy, chwyciłam się nakładek. O ile przy pierwszym dziecku dawały mi spore ukojenie, tym razem nie pomogły wcale, pozostałam tym samym przy karmieniu na plecach.

 

Nastała wyczekiwana środa, pojechaliśmy do poradni pełni nadziei, wiedzieliśmy, że gdzieś musi być rozwiązanie.

 

Położna zaczęła od zbadania mnie, później rozebrała, zważyła i zbadała całego Maluszka, ze szczególną troską jego buźkę, odruch ssania, wędzidełka, chwaląc w międzyczasie moją dietę (z kalafiorem, brokułem i kawą), obaliła kilka mitów dotyczących karmienia piersią, obliczyła przyrost wagi dziecka. Wtedy posadziła mnie wygodnie w fotelu (choć miałam do dyspozycji także kozetkę) i podała poduszkę do karmienia. No, czułam się jak w domu. Pozwoliła mi pokazać, jak przystawiam i karmię, po czym wprowadziła korekty. Wtedy odbyło się moje pierwsze karmienie w pełni bez bólu.  I tak piersi zagoiły się w ciągu 24 godzin, a po upływie 48 godzin – przestały boleć.

 

Na czym polegała korekta przystawienia?

 

W naszym wypadku, oczywiście tak, jak podejrzewałam, Maluszek za płytko chwytał pierś, co trzeba było poprawić. Jak? Za każdym razem, gdy Maluszek ssał i odciągał bródkę w dół, należało mu tę bródkę kciukiem w dół odciągać, kilka razy, aż pierś chwycił naprawdę głęboko. Z każdym takim odciągnięciem brody ból malał, aż znikał całkowicie. Dowiedziałam się także, że piersi pełne mleka również przeszkadzają Maluszkowi chwycić pierś głęboko, a mleka wcale nie trzeba przed karmieniem odciągać – wystarczy ułożyć dłoń w koszyczek i kilkakrotnie ponaciskać naokoło brodawki, aż mleko odpłynie, a pierś zrobi się w tym miejscu miękka. Te dwie drobne korekty brzmiały niewiarygodnie. Wychodząc, nie dowierzałam, że wystarczyło tylko tyle. Że to koniec porady, że to działa. Działa, a ja karmię do dziś, ani razu już z tego powodu nie płacząc – tego życzę każdej Mamie.

 

Kochanie, pamiętaj, jeśli karmienie piersią Cię boli, szukaj fachowej pomocy. Tu znajdziesz listę certyfikowanych położnych laktacyjnych, z którymi warto skontaktować się w pierwszy kolejności, aby uniknąć rozczarowań i otrzymać skuteczną, wycelowaną w problem pomoc.

 

Listę CDL – Certyfikowanych Położnych Laktacyjnych znajdziesz tutaj, nie przy każdej jest numer telefonu, ale znając imię i nazwisko, bez problemu znajdziesz tę konkretną położną w Internecie – tak jak ja moją Anię Bulczak, której zawdzięczam szczęśliwe karmienie piersią. Przyznaję, gdyby miało mnie nadal tak boleć, myślę, że nie dałabym rady karmić do dziś. Dziękuję, Aniu.

 

Jeśli post Ci się spodobał, będzie mi ogromnie miło, jeśli go polubisz lub udostępnisz 

 

Dołącz do mnie na Instagramie i Facebooku – codzienna dawka pozytywnych emocji gwarantowana, także na Instastory.

 

Artykuł Gdy karmienie piersią boli… pochodzi z serwisu Agnieszka Kudela - Parentingowy blog lifestylowy.


Opieka położnej w czasie ciąży i po porodzie – jak wygląda?

Image may be NSFW.
Clik here to view.
blog parentingowy opieka położnej rodzinnej środowiskowej

Wiele młodych mam nie tylko w czasie ciąży, ale i podczas pierwszych tygodni życia Maluszka potrzebuje pomocy i kogoś, kto profesjonalnie odpowie na wszystkie jej pytania. Czy wiesz, jakie przysługuje Ci w ciąży i po porodzie wsparcie od położnej i to nawet 2 razy w tygodniu? Ilu wizyt domowych możesz oczekiwać i jak powinny one wyglądać?

 

Opieka położnej rodzinno-środowiskowej w czasie ciąży

 

Dowiadujesz się, że będziecie Rodzicami, ale jest to nie tylko coś nowego i niezwykłego dla Was, ale również dla Twojego ciała. Potrzebujesz wsparcia. Warto zainteresować się wizytami położnej, która przygotuje Cię do porodu – któż lepiej pozwoli Ci zrozumieć, jakie zmiany zachodzą w Twoim ciele? By nie biegać do lekarza z każdą drobnostką albo – co gorsza – radzić się portali internetowych, zapytaj położnej, która uspokoi Cię i wyjaśni, przez co przechodzi Twój organizm.

 

Ustawa o zawodach pielęgniarki i położnej z 2011 r. oraz rozporządzenie Ministra Zdrowia z 20.09.2012 r. zezwalają, by uprawniona położna mogła prowadzić Twoją ciążę. Ma ona prawo prowadzić ciążową dokumentację czy wypisywać skierowania na badania lub do lekarza, jeśli zaniepokoją ją Twoje wyniki.

 

Przysługuje Ci jedno spotkanie tygodniowo w okresie między 21. a 31. tygodniem ciąży, a po 32. tygodniu aż do rozwiązania – dwie wizyty w tygodniu, podczas których położna przygotuje Cię do porodu i połogu, odpowie na wszystkie Twoje pytania dotyczące tego trudnego czasu. Powie Ci, jak powinnaś się przygotować, co zabrać ze sobą do szpitala, spakuje z Tobą torbę czy pomoże skompletować wyprawkę, opowie, jakie są pierwsze symptomy zbliżającego się porodu, jak współpracować z położną prowadzącą poród.

 

Niezwykle ważne jest, byś czuła się przygotowana, była świadoma, czego możesz się spodziewać i jak współpracować podczas porodu. Ale najważniejsze jest, by to przygotowanie przez profesjonalistkę dało Ci poczucie bezpieczeństwa.

 

Ze wspomnianego już wyżej rozporządzenia Ministra Zdrowia z 20.09.2012 roku dowiesz się więcej na temat opieki okołoporodowej sprawowanej nad kobietą w ciąży, podczas porodu, w połogu oraz o opiece nad Noworodkiem: link.

 

Lista położnych rodzinno-środowiskowych: tutaj.

 

Lista położnych, które prowadzą spotkania edukacyjne po 21 tygodniu ciąży: tutaj.

 

 

A co po porodzie?

 

Gdy wychodzicie ze szpitala, masz wrażenie, że Twoje Maleństwo jest kruche i bardzo delikatne, wciąż jeszcze czujesz się niepewnie w roli Mamy. Wiadomo, że najchętniej po prostu zadałabyś Google dręczące Cię pytania, ale w tym przypadku warto jednak postawić na pewne źródło wiedzy i cennych rad. Właśnie dlatego, by udzielić Ci pomocy w tych pierwszych, wyjątkowych dniach, w ramach NFZ przysługują Ci domowe wizyty położnej rodzinnej – nie jest to oczywiście obowiązkowe, ale takie jest Twoje prawo, a jej obowiązek. Jeśli sobie tego zażyczysz, położna ma obowiązek w ciągu 6 tygodni po porodzie odwiedzić Ciebie i Maluszka co najmniej cztery razy. Wiedziałaś o tym?

 

Jak pewnie wiesz, od pewnego czasu nie obowiązuje rejonizacja, więc jeszcze w ciąży wybierz przychodnię,  która ma podpisaną umowę z NFZ i zapisz się tam do położnej rodzinnej, a przy wypełnianiu odpowiedniego formularza poinformuj koniecznie, że jesteś zainteresowana wizytami położnej. Po porodzie pierwsza wizyta położnej powinna odbyć się nie później niż 48 godzin po opuszczeniu przez Was szpitala.

 

Wizyty patronażowe odbywają się w Twoim domu, oczywiście po wcześniejszym umówieniu terminu. Warto dobrze przygotować się do takich wizyt – zapisuj pytania, które chciałabyś zadać położnej, jest po to, by Ci pomóc. Przygotuj karty wypisu ze szpitala, książeczkę zdrowia dziecka oraz kartę ciąży. Często znajdują się tam informacje, które mogą być niezwykle istotne, jeśli chodzi o opiekę nad Wami w tych pierwszych dniach.

 

Zakres obowiązków położnej podczas wizyt patronażowych dokładnie określa Rozporządzenie Ministra Zdrowia z dnia 24 września 2013 r. w sprawie świadczeń gwarantowanych z zakresu podstawowej opieki zdrowotnej: tutaj.

 

Podczas takich wizyt położna powinna więc pokazać Ci między innymi, jak prawidłowo karmić Dziecko, jak kąpać Noworodka, położna zatroszczy się również o Ciebie: sprawdzi, jak goją się Twoje rany poporodowe, opowie, jak dbać o swoje ciało w połogu, jak powinna wyglądać Twoja dieta i pierwsza aktywność fizyczna, a także zdejmie Ci szwy, jeśli tego będziesz wymagała. Sprawdza, w jakiej jesteście oboje kondycji, ze szczególną uwagą oglądając Maluszka – jego pępek, ciemiączko, jamę ustną. Sprawdza, czy nie jest konieczna dodatkowa konsultacja lekarska, a także odpowie na dręczące Cię pytania – o kolkę, witaminy, ubieranie, kąpiele… Nie wahaj się poprosić o pomoc, masz do tego prawo.

 

Jaka powinna być dobra położna?

 

Przede wszystkim: sprawdzona. Zasięgnij języka, popytaj przyjaciółek, poczytaj opinie. Jest to bardzo ważne, ponieważ musisz jej ufać. Moją pierwszą położną rodzinno-środowiskową poznałam u mojego lekarza, przyjeżdżała do mnie kawał drogi, zdjęła mi szwy, pomagała w przystawianiu Maluszka, a nawet nosiła go, tuliła i lulała, aby dać mi choć chwilę wytchnienia. Rozpoznała u mojego Synka także niepokojące objawy, które wymagały wizyty u specjalisty, których sama nigdy bym nie zauważyła. Przy drugim Dziecku nie miałam tyle szczęścia i byłam po prostu niezadowolona ze swojej położnej środowiskowej – pamiętaj, przysługuje Ci prawo do bezpłatnej zmiany położnej do 3 razy w roku kalendarzowym. Za każdą kolejną zmianę będziesz musiała zapłacić 80 zł.

 

Nie utrudnia kontaktu ze sobą – podaje Ci numer telefonu oraz adres e-mail, byś mogła się z nią kontaktować i umawiać na kolejne spotkania.

 

Słucha Cię uprzejmie, uważnie i cierpliwie, odpowiada na wszystkie Twoje pytania, nawet te, które wydają się banalne.

 

Nie narzuca swojego zdania jako jedynego, niepodważalnego, bo nie jest przecież osobą nieomylną – proponuje rozwiązania i daje Ci wybór.

 

Dba o higienę – od razu po przyjściu do Waszego domu rozbiera się i dokładnie myje ręce.

 

Jest delikatna podczas badania zarówno Maluszka, jak i Ciebie.

 

Jeśli post Ci się spodobał, będzie mi ogromnie miło, jeśli go polubisz lub udostępnisz 

 

Dołącz do mnie na Instagramie i Facebooku – codzienna dawka pozytywnych emocji gwarantowana, także na Instastory.

 

Artykuł Opieka położnej w czasie ciąży i po porodzie – jak wygląda? pochodzi z serwisu Agnieszka Kudela - Parentingowy blog lifestylowy.

35 Pomysłów na prezent gwiazdkowy dla Niej

Image may be NSFW.
Clik here to view.
pomysł na prezent dla kobiety

Poradnik zakupowy, do którego każdy prezent wybierałam z myślą o sobie, mojej Mamie, Siostrze czy Przyjaciółce. Same cudowności na każdą kieszeń – od 9 zł do 400 zł.

 

Image may be NSFW.
Clik here to view.
pomysł na prezent dla niej do 50 zł

 

1. “Twoje DIY – krok po kroku zrób to sam”

Książka Kasi Ogórek to idealny prezent dla fanki DIY, robótek ręcznych i samodzielnego dekorowania domu oraz spędzania wolnego czasu na szeroko pojętym “dłubaniu”. Do prezentu możesz dołączyć niezbędne narzędzia i produkty, dzięki którym obdarowana będzie mogła od razu przystąpić do działania.
25,49 zł – zobacz w sklepie

2. Świeczka z drewnianym knotem

Idealny podarunek dla miłośniczki relaksu w domowym zaciszu, górskich chatek i relaksu przy kominku… który niekoniecznie posiada. Świeczka z drewnianym knotem nie tylko wydziela zapach drzewa cedrowego i żarzących się drewienek, ale i sam knot wydaje cudownie relaksujący dźwięk, czyli… jak mieć kominek, nie mając kominka Image may be NSFW.
Clik here to view.
😉

49 zł – zobacz w sklepie

3. Uchwyt na telefon

Aby komuś, komu go podarujesz, telefon już nigdy nie wypadł z ręki. Dla wszystkich gadżeciarek i miłośniczek social mediów. Zawsze w kontakcie ze światem!
13,96 zł – zobacz w sklepie

4. Spersonalizowana filiżanka

Ręcznie zdobiona filiżanka ze spodeczkiem “Jesteś niezastąpiona” czy innym spersonalizowanym napisem to piękny i praktyczny prezent dla bardzo wyjątkowej kobiety w Twoim życiu.
35 zł – zobacz w sklepie

5. Dmuchany zagłówek

Niezależnie od okoliczności, komfort podczas snu jest bardzo ważny. Dmuchany zagłówek będzie świetnym prezentem dla podróżniczki, by mogła spać wygodnie i w autobusie, samolocie czy aucie, jak i pod namiotem.
6,90 zł – zobacz w sklepie

6. Płyta Ani Dąbrowskiej

Wiesz, jaki jest gust muzyczny osoby, którą chcesz obdarować? Masz ułatwione zdanie: płyta z muzyką na pewno sprawi jej mnóstwo radości. Płyta Ani Dąbrowskiej to idealny prezent dla niekoniecznie szczęśliwie zakochanej Przyjaciółki albo po prostu każdej, którą urzeka niecodzienny głos Ani.
37,49 zł – zobacz w sklepie

7. Kalendarz

Kalendarz ścienny na kolejny rok to praktyczny prezent do kuchni czy domowego biura, który pomoże zorganizować życie całego domu i rodziny. Ten jest dodatkowo cudownie zdobiony akwarelowymi, ręcznie rysowanymi grafikami, bardzo kobiecymi.
38 zł – a 16 i 17 grudnia z okazji urodzin sklepu będzie dostępny z -13% rabatem – zobacz w sklepie

 

Image may be NSFW.
Clik here to view.
pomysł na prezent dla dziewczyny do 100 zł

 

8. Spersonalizowana biżuteria

Spersonalizowana biżuteria wcale nie musi kosztować majątku. Lilou proponuje zawieszkę – serduszko, gwiazdka, podkowa, słonik, miś i wiele innych! Sama mam zawieszki od Lilou i bardzo lubię je dostawać i nosić, ponieważ mają dla mnie dużą wartość sentymentalną. Zawieszka na sznurku czy na wstążce – wybór należy do Ciebie, a fakt, że dodatkowo możesz poprosić o grawer, sprawia, że taki upominek staje się jeszcze bardziej wyjątkowy. Świetny prezent dla kobiet, które lubią drobną biżuterię.
74 zł – zobacz w sklepie

9. Kolczyki z mosiądzu z agatami

Piękna biżuteria to najlepsza przyjaciółka każdej kobiety i zawsze dobry pomysł na damski prezent, a te cudowne kolczyki będą idealnym uzupełnieniem niejednej kreacji, odpowiednim na mniejsze i większe okazje.
99,50 zł – zobacz w sklepie

10. Stojak na biżuterię

Idealnie ozdobi każdą toaletkę czy komodę, piękny stojak na na biżuterię jest już ozdobą sam w sobie, a take ogromnym ułatwieniem w codziennym  przechowywaniu biżuterii. Niech zapanuje ład i porządek!
79,20 zł – zobacz w sklepie

11. Kapcie

Buduarowe kapcie Oysho doskonale będą pasowały komuś, kto ceni w życiu elegancję i powiew luksusu… Kapcie wcale nie muszą być brzydkie i nudne! Te są w szpic, a dodatkowo ozdobione piórkami. Strzał w dziesiątkę! A dla miłośniczek klasyki – proste, ale stylowe kapcie filcowe.
79,90 zł – kapcie buduarowe – zobacz w sklepie
99,90 zł – kapcie filcowe – zobacz w sklepie

12. Bezprzewodowy, “outdoorowy” przenośny głośnik

Dla miłośniczki odtwarzania muzyki zawsze i wszędzie proponuję głośnik bluetooth outdoor z zestawem głośnomówiącym. Odtworzy bezprzewodowo ulubioną muzykę ze smartfona, tabletu, notebooka itp. – idealny w podróży, na wyciecze czy w biurze.
74,99 zł – zobacz w sklepie

13. Świąteczny sweter

Idealny na zimowe wieczory z dziećmi, książką lub przed telewizorem, szczególnie dla wielbicielek komedii romantycznych i Bridget Jones.
79,99 zł – zobacz w sklepie

14. Szklany bidon

Nie wiem, czy wiecie, ale płyny często przejmują smak (i nie tylko) od pojemników, w którym się znajdują. Najbezpieczniejsze pod tym względem jest szkło. Szklany bidon to doskonały prezent dla miłośniczki zdrowego stylu życia. Dzięki wykonaniu ze szkła napój utrzymuje swój smak i nie przenikają do niego szkodliwe substancje jak w przypadku wielu pojemników wykonanych z tworzyw sztucznych. By bidon dobrze trzymał się w dłoni, a butelka nie uszkodziła, wyposażona jest w silikonowy pokrowiec.
99,99 zł – zobacz w sklepie

 

Image may be NSFW.
Clik here to view.
pomysł na prezent dla żony do 100 zł

 

15. Planner / Organizer z wymiennymi wkładmi

Dla mistrzyni organizacji albo dla kogoś, kto chce zmienić swoje życie, trafionym w punkt prezentem będzie organizer od Projekt Planner. Sama z takiego korzystam i jestem z niego bardzo zadowolona. Z zakupem warto się pospieszyć, ponieważ 16 i 17 grudnia możecie złapać 13% rabatu na cały nieprzeceniony asortyment!
139 zł- zobacz w sklepie

16. Sweter

Ten sweterek pewnie już znacie – w grudniu to właśnie o niego pytałyście mnie najczęściej na moim Instagramie. Wnioskuję więc, że wiele z Was i Waszych Sióstr czy Przyjaciółek byłoby zachwyconych takim klasycznym szarym sweterkiem przełamanym ciekawą falbaną. Pasuje zarówno do spódnicy, jak i spodni – sprawdziłam!
119 zł – zobacz w sklepie

17. Voucher na masaż relaksacyjny i inne cudowne przeżycia!

Dobry prezent to nie tylko trafiony upominek, ale też coś, co podaruje emocje. Relaks, odprężenie, chwila oddechu czy wyrzut adrenaliny… czy to nie tego właśnie potrzebujemy, zwłaszcza pod koniec roku? Doskonale sprawdzą się tutaj niematerialne prezenty, takie jak sesja zdjęciowa, degustacja win czy skok ze spadochronu, zapakowane w kopertę.
150 zł – zobacz w sklepie

18. Designerski zegar

Jeśli ktoś – tak jak ja – interesuje się designem i wystrojem wnętrz oraz lubi dopieszczać swoje cztery kąty, z pewnością ucieszy się z zegara ściennego. Warto wybrać zwłaszcza taki, który jest nietypowy, stylowy, z pomysłem, na przykład ten zainspirowany techniką origami.
119,99 zł – zobacz w sklepie

19. Podróżna szkatułka na biżuterię

Doskonały prezent dla podróżniczki, już nic się nie poplącze, nie zniszczy i nie zgubi. Ile dni wycieczki – tyle kompletów biżuterii! Image may be NSFW.
Clik here to view.
😉

159 zł – zobacz w sklepie

20. Dobrej jakości, pozytywna koszula

Wólczanka chyba pragnie przełamać biurową nudę i proponuje koszulę 100 % bawełny w wesoły wzór w owoce. Jestem na tak! Warto również skorzystać z promocji 2 w cenie 1 i po prostu dobrać drugą koszulę zupełnie za darmo. Możesz obdarować dwie osoby lub zrobić prezent sobie – przecież też musisz mieć co na siebie włożyć na wigilijną kolację Image may be NSFW.
Clik here to view.
😉

114,95 zł w promocji 2 w cenie 1 obowiązuje od dnia 12.12.2017 r. do godz. 23:59 dnia 18.12.2017 r.,
229,90 zł w cenie regularnej – zobacz w sklepie

21. Błyszczyk od Diora

Błyszczyk Dior, który nie tylko pięknie wygląda na ustach, jest szalenie wydajny, ale jest po prostu piękny i każda kobieta, która ceni piękne detale, na pewno go pokocha. Ten błyszczyk to cudowny dodatek do każdej torebki, a korzystanie z niego w ciągu dnia to prawdziwa przyjemność i szczypta luksusu. Szczególnie polecam Wam mój ulubiony kolor: nude 363, który wydobywa naturalny kolor naszych ust.
119,20 zł z -20% rabatu na hasło esklep: XMIW17 ważne do 18.12.2017
149 zł w cenie regularnej – zobacz w sklepie

 

Image may be NSFW.
Clik here to view.
pomysł na prezent dla przyjaciółki do 100 zł

22. Piżama

Z pewnością są wśród Was takie, które najlepiej czują się, śpiąc w krótkich spodenkach i prostej koszulce, a najlepiej T-shircie chłopaka czy męża. Każda z nas zasługuje jednak na odrobinę luksusu. Taka piżama od Lunaby, składająca się ze 100% wysokiej jakości bawełny, będzie doskonałym prezentem dla kobiety w każdym wieku, zwłaszcza ceniącej wysoką jakość i polskie produkty. Warto dołączyć do newslettera – otrzymasz 10% rabatu!
216 zł – po zapisaniu się do newslettera
240 zł- cena regularna – zobacz w sklepie

23. FitBit Flex2

To opaska dla aktywnej kobiety lub wręcz przeciwnie – dla tej, która pragnie się taką stać, a nic nie motywuje jej tak, jak wynik i cyferki oraz pojedynki! Rywalizacja to dobry motor napędzający Image may be NSFW.
Clik here to view.
🙂

Recenzji Fitbit Flex poświęciłam osoby post.
269 zł – zobacz w sklepie

24. Lekcja makijażu

Kiedyś myślałam, że aby pięknie się malować, powinnam skończyć jakąś szkołę wizażu, albo przynajmniej kurs. Dziś wiem, że idealnym rozwiązaniem jest nauka makijażu pod okiem profesjonalnej wizażystki, która nauczy nas, jak się malować zgodnie ze swoim typem urody, doradzi odpowiednie kosmetyki i narzędzia. Świetny prezent zwłaszcza dla młodych kobiet, które dopiero zaczynają swoją przygodę z makijażem, by mogły nauczyć się, jak swoją urodę podkreślać, a nie ukrywać.
250 zł – zobacz

25. Soniczna elektryczna szczoteczka do zębow

Zapowiada się świetny wynalazek, myślę że cudownie zastąpi tę tradycyjną i jeszcze lepiej zadba o uśmiech każdej Kobiety, bo, jak wiadomo – bez uśmiechu nigdy nie jesteśmy w pełni ubrane Image may be NSFW.
Clik here to view.
😉

239 zł – zobacz w sklepie

26. Radiobudzik

Idealny dla wszystkich, którzy cenią miłe poranki, zarówno dla zatwardziałej sowy, jak i rannego słowika, bo któż nie chciałby się budzić przy dźwiękach natury czy ulubionej stacji radiowej? Uwielbiam w nim to, że laserowym projektorem wyświetla aktualną godzinę na suficie, więc kiedykolwiek się nie obudzę, wiem, która jest godzina. Dla tych, którzy czasu nie liczą, oczywiście jest opcja wyłączenia tej funkcji. W tym roku z pewnością będzie pod naszą choinką, bo choć stoi już na mojej szafce nocnej, podoba się wszystkim.
230 zł – zobacz w sklepie

27. Paletka cieni do powiek, legendarna NAKED

Dobrej jakości kosmetyki zawsze są produktem pożądanym. Taka jest np. paletka do makijażu Naked Smoky od URBAN DECAY czyli 12 podstawowych kolorów do wykonania makijażu zarówno dziennego, jak i wieczorowego, klasycznego i ponadczasowego, po prostu klasyka w makijażu. Jestem pewna, że spodoba się każdej kobiecie, która lubi się malować lub dopiero zaczyna naukę makijażu.
215,20 zł – 20% rabatu na hasło esklep: XMIW17 ważne do 18.12.2017
269 zł w cenie regularniej – zobacz w sklepie

28. Skórzana torba typu shoperka

Idealna na zakupy, do pracy czy na spacer, klasyka sama w sobie, która zyskuje przy bliższym poznaniu, gdyż jest wykonana z prawdziwej skóry.
254,25 zł – zobacz w sklepie

 

Image may be NSFW.
Clik here to view.
pomysł na prezent dla kobiety do 100 zł

29. Portfel DKNY

Częstym prezentem świątecznym jest gotówka, a gotówkę – wiadomo, trzeba w czymś trzymać, a przecież nie w skarpetach! Image may be NSFW.
Clik here to view.
😉
Dobrym upominkiem będzie wysokiej jakości skórzany portfel – wybór jest ogromny, z pewnością znajdziesz coś dla kobiety w każdym wieku. Mój wybór:
377,40 zł – zobacz w sklepie

30. Kolczyki pawie pióra

Coś na wyjątkową okazję i wielkie wyjście. Myślę, że wiele kobiet o takich marzy, ale nie jest to coś, co kupiłybyśmy sobie same – może warto spełnić komuś te marzenia? Dostępne w wersji srebrnej i pozłacane.
329 zł – zobacz w sklepie

31. Szalik

Zimową porą miło jest otulić się czymś ciepłym i eleganckim. Taki jest właśnie szal z Tous. Marka niezmiennie kojarzy się ze wzorem Misia, na którego widok zawsze się uśmiecham. Taki wzór znajduje się również na szalu Kaos Devore, który ma neutralne kolory i jest niezwykle miły w dotyku. Co ważne, nie jest to szal tylko na jeden sezon – po rozłożeniu ma wymiary 100×200 cm, a co za tym idzie, latem doskonale sprawdzi się jako chusta, którą można przykryć ramiona w chłodniejszy wieczór. Idealny prezent dla kobiet, które lubią nosić się elegancko i modnie!
359 zł – zobacz w sklepie

32. Klasyczny zegarek

Detale są ważne! I choć szczęśliwi czasu nie liczą, nawet najszczęśliwszej kobiecie przyda się zegarek, a najlepiej prosty, klasyczny, który uzupełni każdą stylizację.
377,30 zł – zobacz w sklepie

33. Torebka na wielkie wyjście

Idealna na nadchodzącego Sylwestra, obroni się także poza karnawałowym sezonem.
399 zł – zobacz w sklepie

34. Perfumy

Coco Chanel mawiała, że “perfumy to niewidoczny, niezapomniany i jedyny w swoim rodzaju dodatek w sferze mody, który zapowiada przybycie kobiety i wciąż jeszcze pobrzmiewa, gdy ona już odeszła”. Perfumy to bez wątpienia prezent, który sprawdzi się idealnie w przypadku każdej kobiety. W tym roku chciałabym polecić Wam mój ulubiony zapach: Flower Bomb od VIKTOR & ROLF.
355,90 zł – w pięknym zestawie z minimleczkiem do ciała i miniżelem pod prysznic 50 ml – zobacz w sklepie

35. Skórzana torebka na co dzień

Skóra to chyba jedyny materiał,który potrafi szlachetnie sę starzeć. Ta skórzana torebka w szarym kolorze będzie idealnym uzupełnieniem każdej codziennej stylizacji, bez wątpienia doceni ją kobieta, która ceni klasykę.
373,15 – zobacz w sklepie

 

A Ty z czego byś się najbardziej ucieszyła?

 

Jeśli post Ci się podobał, będzie mi ogromnie miło, jeśli go polubisz:

 

 

Bądź ze mną na bieżąco! Codzienna dawka pozytywnych emocji gwarantowana – dołącz do mnie na Instagramie Facebooku.

 

 

Artykuł 35 Pomysłów na prezent gwiazdkowy dla Niej pochodzi z serwisu Agnieszka Kudela - Parentingowy blog lifestylowy.

Wakacje z dziećmi – Primavera Jastrzębia Góra #dzieciolubne

Image may be NSFW.
Clik here to view.

Pierwszą rzeczą, którą zrobiłam, gdy przyszedł do mnie nowy kalendarz na 2018 rok, było zaplanowanie rodzinnych wyjazdów z rodziną w ciągu całego roku. Jak wiecie z naszego Instagramu, wróciłam już do pracy, a zachowanie work-life balance to mój absolutny cel na 2018 rok. Zapraszam Was więc na relację z naszych pierwszych wakacji, przy okazji których będziemy sprawdzać, czy miejsca, które odwiedzamy są #dzieciolubne i nadają się na wypoczynek z małymi i absorbującymi maluchami. Na pierwszy wyjazd wybraliśmy się już w styczniu do Hotel Primavera w Jastrzębiej Górze. Czy okazał się dobrym miejscem na pobyt z maluchami, a nam udało się choć trochę wypocząć, czy jednak wróciliśmy jeszcze bardziej zmęczeni, niż pojechaliśmy?

 

Ze względu na to, że zaplanowaliśmy czterodniowy wyjazd, a Maksiu miał dopiero 5 miesięcy, zdecydowaliśmy się poszukać miejsca na wyjazd gdzieś w pobliżu, nad morzem. Warunek był jednak jeden – mimo zimy nie będziemy się nudzić! A co więcej, uda nam się nawet nieco odpocząć. Przy wyborze hotelu na rodzinny wyjazd kierowaliśmy się przede wszystkim udogodnieniami dla dzieci, dostępnymi atrakcjami oraz dostępnością potraw dla alergików.

 

Pierwsze wrażenie

Nasz wybór padł na Hotel Primavera w Jastrzębiej Górze, który zaskoczył nas już od pierwszego momentu. Hotel jest w stu procentach przygotowany na potrzeby rodzin z małymi dziećmi, takimi jak nasi synowie. Nie musicie wozić ze sobą kołyski, maluszek nie musi też spać z wózku czy z Wami w dużym łóżku – możecie wypożyczyć drewniane lub turystyczne łóżeczko. Nie ma absolutnie żadnego problemu, jeśli potrzebujecie także wanienki do kąpieli, maty antypoślizgowej pod prysznic, podnóżka dla wygodniejszego korzystania z umywalki, nocniczka, nakładki na sedes, zabezpieczenia do kontaktów, czy nawet elektrycznej niani! To wszystko zapewni Wam obsługa hotelu.

 

Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.

 

Pokoje

Rezerwacji pokoju dokonywaliśmy dosłownie na kilka dni przed wyjazdem, a pomimo tego, że nasz pobyt był w styczniu, wybór pokoi był już niewielki. Zdecydowaliśmy się więc na pokój typu Studio Premium, czyli w praktyce dwupokojowy apartament, wyposażony w łazienkę z prysznicem, dwa telewizory (osobny w każdej sypialni), taras z krzesłami ogrodowymi (idealny na lato), ręczniki, szlafroki dla dorosłych, dwie klimatyzacje (osobna na każdą sypialnię), czajnik bezprzewodowy z zestawem do parzenia kawy i herbaty oraz wodę butelkowaną. Czekało już na nas także, domówione przy rezerwacji pokoju, łóżeczko turystyczne z pościelą.

 

Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.

 

Pokoje te są dostępne w dwóch układach, natomiast gdy rezerwowaliśmy obiekt, dostępny był już tylko ten przechodni:

Image may be NSFW.
Clik here to view.

Image may be NSFW.
Clik here to view.

 

Studio, choć niewielkie, okazało się bardzo wygodne. Od razu wypakowaliśmy się do szafy i komody – komoda z szufladami była dla mnie ogromnym ułatwieniem w organizacji naszego pobytu i wszystkich dziecięcych ubranek i akcesoriów, niemal jak w domu mogłam wszystko poukładać tak, aby wyjazd z dwójką dzieci, z czego jedno ma 5 miesięcy, był jak najlepiej zorganizowany.

 

Image may be NSFW.
Clik here to view.

 

Dwie osobne sypialnie pozwoliły nam na gry i rozmowy z Mikołajem zarówno podczas Maksinkowych drzemek, jak i do naprawdę późnych godzin, bo Maksio-Budzi-Mnie-Wszystko mógł smacznie spać za szklanymi drzwiami.

 

Oryginalnie na nasze podwójne łóżko składały się dwa pojedyncze, ale wystarczył jeden telefon do recepcji, aby zjawiły się panie z obsługi i nakryły nasze łóżka w wersji łoża małżeńskiego, nakładając na oba dodatkowy materac – teraz mogliśmy spać bez obaw, że któreś z nas będzie wpadało w szparę między materacami, a także jeśli w nocy jednak wyląduje u nas któreś z dzieci, nie zsunie się pomiędzy dwa materace.

 

Sala restauracyjna

Nie tylko pokoje, ale i sala restauracyjna wyposażona jest w mnóstwo udogodnień dla dzieci – krzesełka, zabawki, plastikowe naczynia i sztućce, słomki, śliniaczki. W restauracji znajduje się także kącik z zabawkami i kolorowankami, dzięki czemu po skończonym obiedzie mogliśmy z Wojtkiem na spokojnie wypić również kawę, podczas gdy Mikuś bawił się w pobliżu. Podsumowując: nie musicie zabierać ze sobą z domu torby pełnej zabawek. Chyba że Wasz Maluch ma jakąś zabawkę czy pluszaka, bez którego nie wyobraża sobie życia, to nie macie wyjścia.

 

Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.

 

Kuchnia

Obaj nasi Synkowie mają alergię na białko mleka krowiego, a ponieważ Maksia karmię piersią, ja również muszę absolutnie unikać takich produktów. Miałam pewne obawy dotyczące jedzenia – wielokrotnie w restauracjach spotykam się z niezorientowaną w podawanych potrawach obsługą, o wszystko muszę dopytywać albo prosić o specjalne przygotowanie dla mnie potrawy, na co często nikt się nie chce zgodzić, więc czasami po prostu zamykam menu i szukam innego lokalu.

 

Hotel Primavera stanął na wysokości zadania. Śniadania, obiady i kolacje podawane są w formie bufetu szwedzkiego, na którym wszystkie potrawy, zresztą bardzo różnorodne, są dokładnie opisane. Jeśli w którejś było mleko, ta ważna dla nas informacja znajdowała się na karteczce obok jako “laktoza”.

Gdy zapytałam obsługi o to, czy w cieście naleśnikowym jest mleko, kelner od razu zaproponował zrobienie przez kuchnię ciasta specjalnie dla nas, a także innych dań, np. jajecznicy, bez dodatku masła czy mleka. Codziennie więc na śniadanie czy kolację mogliśmy cieszyć się pysznymi naleśnikami całą rodziną, co dla Mikołaja jest ogromną frajdą, a nie wylanymi łzami, gdy wszystkie dzieci jedzą naleśniki, a on może sobie na nie tylko popatrzeć, jak to zdarza się na naszych wakacjach. Taki Maluch często choć rozumie, że nie może pewnych rzeczy zjeść, po prostu się smuci.

 

 

Atrakcje

Mikuś każdego dnia z piskiem biegł do hotelowego Parku Wodnego, gdzie znajdują się nie tylko baseny i niski brodzik dla maluszków (i dla mnie – jest tam cudownie ciepła woda!), ale też zjeżdżalnie oraz siatki do wspinaczki. Zapomnieliśmy zabrać ze sobą dmuchańców na basen – piłek, kółek, pływaczków – ale okazało się, że wszystko można wypożyczyć na miejscu, co było dla nas miłą niespodzianką i sporym ułatwieniem.

Image may be NSFW.
Clik here to view.

 

Sala zabaw

Starsze dzieci z pewnością chętnie skorzystają również z sali zabaw – w recepcji otrzymaliśmy szczegółowy harmonogram animacji na każdy dzień – kilka razy dziennie dzieci angażowane są w różnego rodzaju zabawy i warsztaty, wspólnie śpiewają, malują, bawią się i gotują. Oprócz tego znajduje się w niej wiele różnych zabawek i atrakcji, takich jak klocki w wersji XXL czy konstrukcja ze zjeżdżalnią prosto do basenu z kulkami.

Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.

 

 

Wewnętrzny plac zabaw

Playland to raj dla dzieci: labirynty, zjeżdżalnie, instalacje, zabawki i oczywiście kulki! A to wszystko dostępne przez cały dzień w cenie pokoju. A do tego kącik z kanapami dla rodziców, gdzie można zamówić napoje i przekąski dla dzieci i dla siebie. Żyć, nie umierać!

Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.

 

Starsze dzieci, niezainteresowane już zabawą z animatorem czy zabawą w kulkach, zaciekawi salon gier oraz wystawa makiet poświęcona historii portu rybackiego i dawnym bitwom. Choć mi szalenie miło było przypomnieć sobie grę w pingponga!

 

Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.

 

Kręgielnia

Przed samym wyjazdem wybraliśmy się również wspólnie do hotelowej kręgielni – przyznaję, poszliśmy tam z  myślą o sobie (dorosłych), a i tu spotkaliśmy się z udogodnieniami dla dzieci w postaci lekkich kul, osłon na boczne łuzy oraz specjalnej zjeżdżalni do kul w kształcie smoka, po którego wywiniętym ogonie kula sunęła wprost do celu. Mikołaj był przeszczęśliwy! A i nam udzieliła się nutka rywalizacji.

Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.

 

Co dla rodziców?

Nie tylko Maluchy znajdą dla siebie zajęcie, nie zapomniano tu również o atrakcjach dla rodziców. Dla mnie póki co największą było wyjście do Lobby Baru na kawę i deser. Bar znów stanął na wysokości zadania i przygotował dla mnie coś pysznego, słodkiego, pożywnego i oczywiście bez mleka.

 

Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.

 

Oczywiście, jak w przypadku dzieci, fajną atrakcją jest Park Wodny z rwącą rzeką, hydromasażami, basenami i jacuzzi. Goście Hotelu maja również nielimitowany dostęp do Strefy Saun, gdzie znajdują się sauna sucha, parowa, infrared, balia z zimną wodą i Strefa Relaksu. Wojtkowi spodobała nam się także możliwość gry w water polo i water basket.

Hotel Primavera posiada SPA z cudownymi masażami! Zabiegi są bardzo różnorodne, dobrane do naszych potrzeb – również takie bezpieczne dla przyszłych mam! Masaże, zabiegi pielęgnacyjne, usługi kosmetyczne, manicure i pedicure… I kobieta, i mężczyzna (tak! mają tu zabieg piwny na ciało!) znajdą coś dla siebie. W ofercie jest nawet masaż czekoladowy lub owocowy dla dzieci, więc tu także możecie spędzić czas wspólnie!

 

Dla osób, które nie wyobrażają sobie wyjazdu bez odrobiny ruchu, idealnym wyborem będą zajęcia fitness – zumba, TBC lub aqua fitness, albo wyjście na siłownię czy nordic walking.

 

Jeśli macie starsze dzieci lub przyjechaliście grupą i zajmujecie się nimi na zmianę, bardzo fajną opcją na wieczór jest muzyka na żywo w kawiarni czy Lobby Barze, a także dyskoteka w Night Clubie z muzyką latynoską lub radiowymi przebojami.

 

Przez cały pobyt dopatrzyłam się w hotelu dwóch minusów. Pierwszy to łącznik pomiędzy dwoma hotelowymi budynkami – idąc nim z naszego pokoju na basen w środku zimy, było nam w nim zdecydowanie zbyt chłodno. Na szczęście odkryliśmy to przed pierwszym wieczornym wyjściem na basen i pod szlafroki założyliśmy spodnie i bluzki z długim rękawem. Drugi to schody – zarówno do łącznika, jak i do kręgielni, nie można dostać się windą, więc musieliśmy nosić wózek – w łączniku na schodach zostały zamontowane specjalne podjazdy, ale są dość strome. Latem zwyczajnie poszłabym z wózkiem na zewnątrz budynku i ominęła łącznik.

 

Gdy ma się małe dzieci, wiadomo: trzeba mieć oczy dookoła głowy. Nie zawsze jednak możemy być zawsze i wszędzie i może zdarzyć się jakaś niemiła niespodzianka. Hotel gotowy jest na taką ewentualność – dajcie znać obsłudze, a umówią Was na konsultację z pediatrą, wskażą najbliższy szpital, przychodnię czy całodobową aptekę. My na szczęście nie musieliśmy z tego korzystać.

 

Chyba nie wyobrażam sobie, jak fantastycznym miejscem na letnie wakacje musi być Primavera – dochodzi wtedy piękna i ciepła pogoda, a wraz z nią możliwość korzystania z zewnętrznego basenu czy placu zabaw znajdującego się przy hotelu (tym razem było na to za zimno) – Mikołaj ochoczo powspinałby się po drabinkach, o ile w końcu zechciałby wyjść z wody. Na zewnątrz znajduje się więcej atrakcji, takich jak zakątek zwierzątek, gdzie w zależności od sezonu spotkać można różnego rodzaju zwierzęta. Na pewno sami wiecie, jak wielką atrakcją dla małych dzieci, zwłaszcza mieszkających w mieście, jest zobaczenie nie na obrazku, ale w rzeczywistości, na przykład owieczki czy kury. Po prostu chcielibyśmy tam wrócić, zarówno zimą, jak i latem, i z pewnością to zrobimy.

Pewnie zastanawiacie się jak zdaje egzamin hotel w pełni sezonu w pełnym obłożeniu – wszystkie zdjęcia wykonaliśmy właśnie wtedy, gdy hotel był zajęty w 100%! Po prostu atrakcji jest tak wiele, że pomimo tego, że mieszkańcy hotelu nie siedzą na plaży (gdy nie ma pogody) tylko głównie w hotelu, udaje im się rozproszyć tak bardzo, że w ogóle się tego nie odczuwa. Nie ma mowy o czekaniu na wolny stolik czy prysznic na basenie.

 

Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.

 

Jesteśmy bardzo zadowoleni z naszych krótkich wakacji. Jeśli macie małe dzieci i marzy Wam się wyjazd, na którym nie będziecie gotować, sprzątać, zmywać, ganiać za dziećmi i wychodzić z siebie, wymyślając coraz to nowe atrakcje, ani jechać spakowani niczym wielbłądy po pustyni, to idealne miejsce dla Was.

 

Nasz przepis na wypoczynek?

Co rano wstajemy i idziemy na śniadanie (zero zakupów, gotowania i zmywania). Jeśli nie zdążyliśmy pościelić łóżek (o zgrozo, zdarza nam się i to nie tylko na wakacjach), po śniadaniu często czeka już na nas uprzątnięty pokój, a my idziemy na salę zabaw i animacji. Wybawieni udajemy się na mały spacer i wracamy do hotelu na obiad. Po obiedzie idziemy do wewnętrznego placu zabaw i gdy dzieci szaleją na zjeżdżalniach i konstrukcjach w basenie z kulkami, my popijamy (ciepłą!) kawę i rozmawiamy jak za dawnych czasów, czasami i godzinami! Po zabawie biegamy po korytarzach, gramy w gry i śmiejemy się do rozpuku. Idziemy na kolację, po której ścigamy się na basen, gdzie zostajemy, ile tylko starcza nam sił. Zmęczeni, ale zadowoleni, wracamy do pokoju, gdzie wygłupiamy się, oglądamy dobranockę i zasypiamy wszyscy razem w wielkim łóżku. Tak naprawdę to dzieci zasypiają, bo nam szkoda czasu na spanie, mamy sobie tyle do opowiedzenia, przecież na co dzień nie ma na to czasu!

 

Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.

 

Czy da się wypocząć? Bez gotowania, prania, sprzątania, zakupów, zmywania, mając wszystko tak podane na tacy? Nawet z dwójką dzieci nie uda Wam się tu zanadto zmęczyć. Mimo że właśnie rozpocznie Wam się sezon na ząbkowanie, a starsze Dziecko z nadmiaru emocji nie zaśnie Wam do północy Image may be NSFW.
Clik here to view.
🙂
To jest doskonałe miejsce z atrakcjami dla dzieci nad morzem – niezależnie od pory roku. Każdy nasz dzień wypełniony był różnorodnymi zabawami dla nas wszystkich, widać, że w urządzaniu Hotelu rodzice z dziećmi musieli brać aktywny udział, gdyż często zanim zdążyłam nawet pomyśleć o jakimś udogodnieniu, ono już tam było. Mam poczucie, że 4 dni to za mało, aby tym wszystkim w ogóle zdążyć się nacieszyć czy nawet ze wszystkiego skorzystać.

 

Wszystkie zdjęcia powstały podczas naszego pobytu w Hotelu Primavera Jastrzębia Góra

 

Image may be NSFW.
Clik here to view.

 

Jeśli post Ci się podobał, będzie mi ogromnie miło, jeśli go polubisz:

 

Bądź z nami na bieżąco! Codzienna dawka pozytywnych emocji gwarantowana – dołącz do nas na Instagramie Facebooku.

Artykuł Wakacje z dziećmi – Primavera Jastrzębia Góra #dzieciolubne pochodzi z serwisu Agnieszka Kudela - Parentingowy blog lifestylowy.

Do spełniania marzeń także trzeba mieć odwagę

Image may be NSFW.
Clik here to view.
blog podróżniczy

Nie mogę przestać myśleć o słowach, które usłyszałam ostatnio: “Podejmuj decyzje tak, jak byś się nie bała – strach jest złym doradcą”. Wzięłam to sobie do serca i wyjeżdżam.

 

Nie wiem, czy wiesz, ale część moich studiów odbyłam w Paryżu. Od zawsze miałam cel – chciałam mieć własny, kobiecy biznes, zgodny z moimi ideałami i wartościami – dziś mamy Wytwórnię Ślubów i Akademię Wytwórni Ślubów, ale gdy w 2006 roku to marzenie pojawiło się w mojej głowie, byłam – co tu dużo mówić – biedną studentką, dorabiającą jako barmanka, która pracując 3,5 dnia w tygodniu (i nocy), wyrabiała pełen etat.  Na randki z Wojtkiem umawiałam się pomiędzy 3 w nocy a 7 rano, a ogromną część tego czasu spędzaliśmy we Fiacie Seicento, gdyż od jego domu do restauracji, w której pracowałam, było ponad 60 km w jedną stronę.

 

Gdy pojawiła się szansa, że część studiów będę mogła odbyć w Paryżu, wiedziałam, że to może być dla mnie szansa nie tylko na studia na prestiżowej uczelni, w Naprawdę Wielkim Mieście, ale także na przygodę życia i… pierwsze poważniejsze pieniądze do zarobienia. Stypendium, które otrzymywałam w wysokości 300 Euro miesięcznie na różnice wynikające z zamożności studenta polskiego i francuskiego (nie wiem kto to wyliczał) oraz 500 zł miesięcznie stypendium naukowego, nie starczyłoby mi nawet na wynajęcie najmniejszego pokoju w Paryżu, ale moich marzeń nic nie mogło wtedy zatrzymać. Postanowiłam, że nie tylko wyjadę na uczelnię do Paryża, ale jeszcze wrócę z pieniędzmi na otwarcie pierwszego własnego biznesu.

 

Zdecydowałam się wyjechać do Paryża, choć zupełnie nie było mnie na to stać, na własną rękę szukając pracy jako au pair. Dodam, że nie znałam nawet podstaw języka francuskiego, gdyż studia miałam odbyć na anglojęzycznym kierunku. Zamieszkałam w bardzo francuskiej rodzinie, otrzymując za swoją pracę, oprócz pokoju z łazienką i wyżywienia, 350 Euro comiesięcznej pensji. Dzięki temu nie dość, że mogłam zaoszczędzić całe stypendia i część pensji, to jeszcze w ramach wynagrodzenia zamieszkałam w XVI dzielnicy Paryża, która ma reputację dzielnicy zamieszkiwanej przez najbogatszych mieszkańców miasta, a potwierdzają to najwyższe ceny nieruchomości w całej Francji. Wiesz już więc, skąd między innymi miałam pieniądze na pierwszy własny biznes, ale ja z Paryża przywiozłam coś o wiele bardziej cennego.

 

Do moich obowiązków należało nie tylko opiekowanie się Dzieckiem, ale także, albo i przede wszystkim, pomoc w opiece nad domem. Moja chęć do pracy była z pewnością czynnikiem bardzo wyróżniającym mnie na tle kandydatek, które zwykle chciały ograniczyć się jedynie do opieki nad dzieckiem. Brak znajomości języka francuskiego przekułam w swój atut – dzięki temu moja podopieczna miała codziennie zapewnioną 5-godzinną naukę języka angielskiego – musiałyśmy się przecież jakoś komunikować.

 

Dom, w którym przyszło mi zamieszkać, był niesamowicie ulokowany – pośród wszystkich kamienic wchodziło się w zamkniętą, niepozorną, stalową bramę, a tam, wśród drzew, w centrum miasta, stał wolnostojący, czterokondygnacyjny dom z malutkim ogródkiem. Wydaje mi się, że miałam wiele szczęścia, choć pewnie powinnam powiedzieć, że pozytywnie przeszłam dwutygodniowy okres próbny i zdobyłam tę pracę – znalazłam się w niezwykłej rodzinie, w której dopasowując każdorazowo ręczniki do szlafroków i pościeli, nauczyłam się zwracać uwagę i dbać o każdy szczegół. Nakrywając codziennie do śniadania już wieczorem poprzedniego dnia, nauczyłam się organizacji i planowania. Jedząc wspólne posiłki i robiąc zakupy, nauczyłam się jeść tak, że choć moja dieta opierała się w dużej mierze na pysznym świeżym pieczywie i jeszcze smaczniejszych dojrzewających serach, ja w końcu traciłam na wadze. Wychodząc na miasto, nauczyłam się chodzić gdzie tylko to możliwe pieszo i naturalnie prowokować ruch. Mieszkając w tak cudownym mieście, nauczyłam się chłonąć piękno otaczającego mnie świata i cieszyć się z tego, że jestem, widzę, czuję. Nauczyłam się być sama ze sobą, polegać na sobie i lubić siebie. A były to czasy, gdy jedyny dostępny darmowy Internet był w McDonaldzie, telefon służył do dzwonienia i wysyłania sms’ów, a minuta połączenia do Polski w moim pre-paidzie kosztowała niemal 10 złotych.

 

Gdy wyjeżdżałam do Paryża, marzyłam o tym, aby założyć portal ślubny – dziś PobieramySię ma 11 lat, przekazałam jego stery w dobre ręce mojego zespołu, a sama oddałam duszę i serce Wytwórni Ślubów i jej Córce – Akademii. Myślę, że nie byłoby tego wszystkiego, ani mnie w roli Wedding Plannera, gdyby nie mój wyjazd do Paryża. Podejrzewam, że nigdy nie uwierzyłabym w siebie na tyle, aby uwierzyć, że Młode Pary uwierzą we mnie. Myślę, że troska o każdy detal, której się nauczyłam w XVI dzielnicy Paryża, nie przychodziłaby mi z taką łatwością, jak przychodzi mi dzisiaj, a ja nie umiałabym tak motywować moich Kursantów do zdobycia zawodu Konsultanta Ślubnego, co czynię teraz z największą pasją i oddaniem.

 

Ogromne zmiany wprowadzam także do naszego dzisiejszego życia. Czuję, że mimo wszystko za wiele w życiu odkładałam. Na to aż schudnę, na to aż będę miała więcej czasu, na to gdy będę miała większą stabilność finansową. Odkładałam porządek w szafie i robienie zdjęć, odkładałam podróże, odkładałam czas ze znajomymi, odkładałam słodkie nicnierobienie, wypełniając swój kalendarz zadaniami po brzegi.

 

Jak już wiele razy mówiłam, uwielbiam zmiany i uwielbiam wszelkie momenty zwrotne. Dlatego w 2018 rok weszłam z wielkimi marzeniami, ale tym razem poparłam je osadzeniem ich w czasie. Planowanie roku 2018 rozpoczęłam od planowania wakacji, wolnych dni, czasu dla siebie i rodziny czy czasu na czytanie (w końcu dostałam mój upragniony podświetlany Kindle!). Co więcej, nic nie dodało mi tak siły i wiary we własną zmianę, jak pierwsze zrealizowane plany, szczególnie te wakacyjne – relację z naszych pierwszych wakacji możesz przeczytać tutaj, na drugie jedziemy już w najbliższy czwartek.

 

Z ogromnym sentymentem od lat cofam się do tamtych chwil w Paryżu. Nie ma chyba dnia, abym nie wracała we wspomnieniach do paryskiego krajobrazu i domu, a ten wyjazd był, żeby Ci nie skłamać… 1, 2, 3… 12 lat temu! A skoro pozostaje we mnie wciąż tak żywy, tak ważny, postanowiłam pójść o krok dalej i zaplanować nie tylko ten, ale i kolejne lata. Postanowiłam zacząć czerpać dodatkowe benefity z tego, że oboje z Wojtkiem prowadzimy firmę i zaplanować kolejne sezony tak, aby co roku móc się przeprowadzić z całą rodziną na minimum miesiąc do jakiegoś wyjątkowego miejsca na świecie.

 

Celowo nie planuję pięciu krótkich podróży tylko jedną dłuższą, aby mieć szansę, tak jak miałam w Paryżu, wtopić się w tłum lokalnych mieszkańców, poczuć zapach miasta, gdy codziennie rano wstaję i udaję się do piekarni po świeże, ciepłe pieczywo. Nie chcę zwiedzić wszystkich stolic Europy w 14 dni ani biegać z aparatem i w 24 godziny zrobić sobie zdjęcie przy każdej głównej atrakcji turystycznej Budapesztu czy Barcelony, tylko chcę powoli i codziennie spacerować po mieście, doceniając jego, często niewidoczne dla turystów, walory, chodzić z dziećmi na place zabaw, poznawać nowych ludzi i wzbogacać nasze życie o nowe doznania, emocje, smaki, widoki i znajomości. Ma być jak najbardziej codziennie i normalnie, dlatego będę też pracować, a miesięczny wyjazd ulokuję pomiędzy kolejną edycją Kursu a Koordynacją Ślubu i Wesela.

 

W mojej głowie panuje ogromny chaos, wiele osób stuka się w głowę i z niedowierzaniem słucha o moich planach, a ja modlę się o to, aby nie zabrakło mi odwagi, wybieram bowiem destynację na 2018 rok. Wybieram, bo stoi za mną Wojtek, który mówi: a ja wierzę w Twoją intuicję.

 

Mam ogromną ochotę spakować swoje życie do jednej walizki. Wziąć tylko to, co najpotrzebniejsze i zobaczyć, jak będzie mi się żyło z tak mała liczbą rzeczy, sprawdzić, czego najbardziej będzie mi brakowało i być może zmienić swoje priorytety i przyzwyczajenia.

 

A Ty do jakiego miasta chciałabyś się na miesiąc przeprowadzić? A może już mieszkasz w niezwykle urokliwym miejscu?

Artykuł Do spełniania marzeń także trzeba mieć odwagę pochodzi z serwisu Agnieszka Kudela - Parentingowy blog lifestylowy.

Kryzys, mamy kryzys!

Image may be NSFW.
Clik here to view.
kryzys laktacyjny

Czy wiesz, że według danych Głównego Urzędu Statystycznego w Polce 99,4% kobiet po porodzie rozpoczyna karmienie piersią, ale po 6 tygodniach karmi już tylko połowa?

 

Dlatego każdy jeden dzień karmienia piersią to nasze ogromne zwycięstwo. Większość z nas w końcu poddaje się w walce o karmienie przede wszystkim dlatego, że nie ma dostępu do odpowiedniej wiedzy, do wsparcia, do pomocy czy po prostu ciepłego słowa, a wręcz musi walczyć z bliskimi osobami, które młodej, niepewnej siebie w nowej roli mamie powtarzają, że ma “słabe mleko”, że “dziecko jest głodne” i “traktuje Cię jak smoczek” (swoją drogą, warto odpowiedzieć sobie na pytanie, co było pierwsze: pierś czy smoczek? A może po prostu Dziecko traktuje smoczek jak Ciebie?).

 

O kryzysie laktacyjnym jako rozpoczęciu drogi mlecznej słyszałam od zawsze i byłam na niego przygotowana. Natomiast brak pokarmu po kilku tygodniach karmienia zupełnie mnie zaskoczył. 

 

Czym jest kryzys laktacyjny?

Zazwyczaj o kryzysie laktacyjnym mówimy wtedy, gdy jako mamy czujemy, że nie jesteśmy w stanie w pełni zaspokoić potrzeb na mleko u naszego dziecka.

Z kryzysem laktacyjnym możemy spotkać się zarówno na samym początku naszej drogi mlecznej (spotkałam się z tym za każdym razem po porodzie), a także później.

 

Kryzys laktacyjny po raz pierwszy

W zasadzie można powiedzieć, że nasza mleczna droga od kryzysu się zaczęła. Trzy i pół roku temu Mikołaj przyszedł na świat drogą cesarskiego cięcia, nieco przed czasem, a razem z nim przyszło tylko kilka kropel pokarmu. Nie miałam wtedy w szpitalu odpowiedniego wsparcia, także od personelu. Na szczęście miałam doświadczoną w temacie Siostrę, która przekonywała mnie, że podobno tylko 5% kobiet na świecie nie udaje się rozkręcić laktacji (o ile bardzo próbują) i ja na pewno do nich nie należę, więc jeśli tylko odpowiednio się postaram, to będę karmić.

 

Wspomniane wsparcie od szpitala polegało na… podawaniu Dziecku mleka modyfikowanego . Równolegle jednak walczyłam o każdą kroplę pokarmu. Bardzo żałowałam, że nie wzięłam ze sobą do szpitala ani laktatora, ani żadnego napoju wspierającego laktację. Oczywiście – te wszystkie rzeczy można było dowieźć mi później, ale ja traciłam w tym czasie cenne siły i czas, w którym mogłam już wspierać produkcję mleka, a nie bezczynnie czekać, co pogłębiało moją frustrację.

 

Szczęśliwie otrzymałam od Wojtka laktator, a od Siostry instrukcję działania, czyli pompować najrzadziej co 3 godziny metodą 7-5-3, która to polegała na:

 

  • przystawieniu Maluszka do piersi na maksymalnie długi czas, a następnie na
  • przystawieniu do prawej piersi laktatora na 7 minut i pompowaniu
  • przystawieniu do lewej piersi laktatorana 7 minut i pompowaniu
  • przystawieniu do prawej piersi laktatora na 5 minut i pompowaniu
  • przystawieniu do lewej piersi laktatora na 5 minut i pompowaniu
  • przystawieniu do prawej piersi laktatora na 3 minuty i pompowaniu
  • przystawieniu do lewej piersi laktatora na 3 minuty i pompowaniu
  • powtórzeniu wszystkiego po 3 godzinach, które liczymy od rozpoczęcia serii
  • pompowania, a więc po niecałych 2 i pół godziny.

 

Wiesz, co załamywało mnie najbardziej? To, że z tego pompowania nie wynikało nic oprócz mojej frustracji i wycieńczenia, bo poza opieką nad noworodkiem miałam wrażenie, że cały pozostały czas tylko pompuję, a co najgorsze, w laktatorze nie pojawia się ani jedna kropla mleka. Natomiast jest to jak najbardziej w porządku – laktator pełni tutaj funkcję stymulującą piersi do produkcji mleka.

 

Dopiero na drugi dzień pompowania zaczęły pojawiać się pierwsze krople pokarmu i było to dosłownie tylko kilka kropelek, których nawet nie udało się z butelki wydobyć, aby podać Maluszkowi. Gdyby nie wsparcie najbliższej mi Siostry i jej wiara we mnie, nie wiem, czy miałabym siłę tak walczyć. Niespodziewanie jednak w 3 dniu pojawił się w końcu upragniony pokarm – zauważyłam, że nagle Maluszek podczas przystawiania zaczął połykać! Pojawił się pokarm, którego, gdybym tylko pracowała z laktatorem, mogłaby nie zauważyć, gdyż początkowo – o dziwo – nie udawał się odciągnąć laktatorem, ale Maluszek radził sobie z tym zadaniem wyśmienicie.

 

Kryzys laktacyjny po porodzie po raz drugi

Idąc do porodu po raz drugi, byłam o wiele lepiej przygotowana. Wiedziałam już na przykład, ile mililitrów pokarmu dziecko potrzebuje w pierwszych dobach po urodzeniu, oraz że dokarmianie sztucznym mlekiem w pierwszej dobie jest niewskazane (potwierdził to neonatolog na oddziale, gdy położna nalegała na dokarmianie 18 godzin po narodzinach). Nie ulegałam już tak namowom na dokarmianie Dziecka, na co pozwalała mi moja wiara w siebie, która – jestem pewna – wzrasta z każdym kolejnym dzieckiem. Zabrałam ze sobą laktator i pompowałam w każdej wolnej chwili, aby pomóc sobie w produkcji mleka po kolejnym cesarskim cięciu.

 

Nawał pokarmu

Gdy kilka dni po porodzie występował u mnie nawał pokarmu, za każdym razem czułam się niezwykle spokojna o naszą mleczną przyszłość. Zaskoczeniem było dla mnie to, że jakieś 3 tygodnie później piersi przestały przepełniać się mlekiem i jakby “produkować go na zapas”.  Mój organizm nauczył się odpowiadać szybciej na potrzeby mleczne Dziecka i nie musiał już magazynować takich ilości mleka, potrafiąc produkować je niemal w locie. Gdy laktacja się ustabilizuje, nasze piersi znów mogą być miękkie, a nawet wydawać się puste i wcale nie oznacza to, że pokarmu mamy zbyt mało, ani tym bardziej, że pokarm nam zanika.

 

Kryzys laktacyjny po raz drugi

Pierwszy po tym okołoporodowy kryzys laktacyjny dotknął mnie, gdy Maks miał jakieś niecałe 3 miesiące. Coraz więcej czasu spędzał tylko na piersi, a karmienie kończyło się jego zdenerwowaniem i płaczem. Odstępy pomiędzy karmieniami skracały się z 2 godzin do czasami kilkunastu minut, a po karmieniu Maks nie zasypiał spokojnie. Co więcej, karmienia coraz częściej kończyły się  jego ogromną frustracją.

 

Nietrudno było mi więc zauważyć, że mleka mam za mało. Co więcej, ta sytuacja zaczęła się powtarzać, szczególnie występowała w sytuacjach stresowych lub po chwilach rozłąki z Dzieckiem, gdy na przykład zostawiałam je na kilka godzin z Babcią, a sama musiałam załatwić jakieś sprawy lub… po całym dniu zdałam sobie sprawę, że pochłonięta obowiązkami niewiele zjadłam, a przede wszystkim niemal nic nie wypiłam.

 

Moje sposoby na kryzys laktacyjny

 

1. Czas tylko dla Dziecka

Gdy nadchodzi kryzys laktacyjny staram się wygospodarować 24-48 godzin niemal tylko dla Maksia.

Staram się wieść miłe, domowe życie. Wszystkie obowiązki odkładam na bok i staram się nie spuszczać Malucha z oka. Odpowiadam w mig na każdą jego potrzebę karmienia. Przytulam go, ile tylko mogę, noszę w chuście, pozwalam mu spać na rękach, aby jak najdłużej utrzymywać kontakt ciało do ciała, czy nawet skóra do skóry.

 

Zamiast gotować, potrafię zamawiać jedzenie, a jeśli tylko jest taka możliwość, zastępuje mnie we wszystkich moich obowiązkach Wojtek.

 

2. Relaks

Maksymalnie staram się w czasie kryzysu odprężyć. Nie myśleć o niczym, tylko o dzieciach. Całymi dniami bawić się, tulić i być ze sobą.

 

3. Karmienie = szklanka wody

Już wielokrotnie zauważyłam, że gdy pochłania mnie jakieś zajęcie, zapominam o przyjmowaniu odpowiedniej ilości płynów, a to jeden z pierwszych kroków do zmniejszenia podaży pokarmu. U mnie idzie to jeszcze w parze z bardzo intensywnym i specyficznym bólem głowy. Dlatego zawsze, a szczególnie w kryzysie, staram się trzymać zasady, że podczas każdego karmienia muszę wypić przynajmniej szklankę wody.

 

4. Wsparcie laktatora

W czasie kryzysu, czasami kończę karmienie starą, dobrą metodą pompowania 7-5-3, choć zwykle w skróconej wersji 5-3-2 – tą samą, którą stosowałam w szpitalu po porodzie. Staram się nie dokarmiać Maksia… dopóki nam obojgu starcza sił. Przyznaję, że w sytuacji bardzo kryzysowej zdarzyło mi się dokarmić Maksa moim odciągniętym wcześniej mlekiem, a także mieszanką, ale zawsze, ale to zawsze połączyłam dokarmienie z metodą 7-5-3. Staram się nie dopuszczać do sytuacji, w której w czasie kryzysu sztucznie zwiększam podaż mleka do Dziecka, nie stymulując jednocześnie piersi do zwiększenia produkcji mleka – wysyłam informację, że: Halo! Mamy za mało mleka! Zwiększamy produkcję! Jest to szczególnie ważne przez pierwszych 6 miesięcy życia Dziecka, a bezwzględnie ważne przez pierwszych 6 tygodni, gdy cała laktacja nam się kształtuje.

 

5. Słód jęczmienny

Oprócz picia wody, sięgam także po dodatkowe wsparcie, często nie czekając na kryzys, tylko gdy już czuję, że mam “słabszy” dzień, a Maks je częściej i krócej niż zwykle. Sięgam wtedy po szklankę ciepłego mleka (osobiście wybieram ryżowe lub owsiane z uwagi na alergię Maksia na białko mleka krowiego) z suplementem zawierającym słód jęczmienny. W czasie kryzysu codziennie rano wypijam jedną porcję, a wieczorem drugą.

 

Do niedawna produkty do wspierania laktacji kojarzyły mi się tylko z herbatkami ziołowymi, więc przyznaję, że słód jęczmienny nieco mnie zaskoczył. Znalazłam więc wyniki badań:

 

Przebadano 128 zdrowych matek, które cierpiały na rzeczywisty niedobór pokarmu.

Każda z nich oprócz porady otrzymała zalecenie suplementacji produktem ze słodem jęczmiennym 2x dziennie.

Po 14 dniach u 93% kobiet uzyskano poprawę laktacji, na którą składało się:

  • wydłużenie czasu miarowego połykania u 91% dzieci,
  • wzrost ilości odciąganego pokarmu o 240%,
  • podaż mieszanki mlekozastępczej zredukowano ponad dwukrotnie.

 

Wniosek z tego badania może być tylko jeden: podaż słodu jęczmiennego wspomaga walkę z problemem z niewystarczającą ilością pokarmu.

[źródło: dr n. med. M. Nehring-Gugulska, dr n. przyr. M. Kucia, dr n. med. E. Wietrak, Stymulacja laktacji z wykorzystaniem słodu jęczmiennego a parametry wzrostowe dziecka w przypadku kryzysu laktacyjnego]

 

Na rynku jest dostępnych kilka produktów zawierających słód jęczmienny, natomiast ja po analizie ich składów wybrałam Prolaktan od Prenalenu. Prócz ekstraktu z prażonego jęczmienia i żyta (które zgodnie z wynikami badań zwiększają ilość pokarmu), zawiera rutwicę lekarską (działa mlekopędnie) i pokrzywę (oczyszcza, wzmacnia i dostarcza wiele witamin i minerałów), ale zawiera również tryptofan w postaci ekstraktu z pestek dyni oraz witaminę D, B1, B6, B12, niacynę i biotynę, które zapewniają 100% dziennego zapotrzebowania już w 1 saszetce.

 

Tryptofan to niezbędny do prawidłowego funkcjonowania organizmu aminokwas, który ponieważ nie może być syntezowany w organizmie, powinien być dostarczany z pożywieniem. Dlaczego jest tak ważny? Ponieważ jest prekursorem serotoniny (neuroprzekaźnika regulującego m.in. nastrój i pracę naszego układu pokarmowego, sercowo-naczyniowego i moczowego), z kolei pochodną serotoniny jest melatonina. Melatonina, jak wiemy, podnosi odporność i wpływa na regulację snu, co w znacznym stopniu przyczynia się do właściwej laktacji. Nieprawidłowe żywienie i stres mogą doprowadzić do niedoborów tryptofanu, co może spowodować zaburzenia nastroju, a nawet depresję.

 

Najwięcej tego ważnego aminokwasu znajduje się właśnie w pestkach dyni, słonecznika, nasionach sezamu, siemienia lnianego, orzechów, płatków owsianych, kakao i brokułach. Jest on łatwo wchłaniany z przewodu pokarmowego.

 

Prolaktan ma lekko bananowy smak, miesza się go z jogurtem lub mlekiem (także roślinnym).

Dla mnie to nie tylko wsparcie laktacji, ale także cenne wsparcie dla mojej diety jako matki karmiącej.

 

Główne przyczyny kryzysu laktacyjnego

Aby nie doprowadzać do kryzysu, warto poznać jego główne przyczyny, a są to:

 

  • zbyt rzadkie lub zbyt krótkie przystawianie dziecka do piersi – u naszych dzieci zapotrzebowanie na pokarm mamy naturalnie wzrasta, tak jak ich wiek, waga i stopień aktywności, a dzieci naturalnie sygnalizują to częstszym i dłuższym ssaniem piersi, a więc tak zwane “wiszenie na piersi” to nic innego jak zapobieganie kryzysowi laktacyjnemu; pamietaj, że wiele dzieci karmionych piersią wymaga bardzo częstych karmień po południu i wieczorem, co wcale nie musi oznaczać, że pokarmu jest za mało,
  • dokarmianie i pojenie dziecka – dziecko karmione piersią nie wymaga picia wody ani herbatki, gdyby tak było, z jednej piersi leciałoby nam mleko, a z drugiej herbatka – natura wie najlepiej, co jest nam potrzebne; skład Twojego mleka zmienia się z godziny na godzinę, dlatego też czasami z Twojej piersi płynie mleko o konsystencji zbliżonej do wody – dziecku też chce się pić,
  • błędne wrażenie, że sztucznym mlekiem dziecko się najada (często dłużej śpi, rzadziej je), więc Twoje mleko jest zapewne zbyt mało odżywcze i kaloryczne – prawda jest natomiast zupełnie inna – po prostu Twój pokarm jest naturalny i zdrowszy, przez co jest trawiony łatwiej i szybciej niż sztuczna mieszanka,
  • nieefektywne ssanie, złe przystawianie się dziecka do piersi,
  • niepokój i stres, które blokują odruchu samoistnego wypływu pokarmu,
  • stosowanie osłonek do karmienia.
    [źródło: Żukowska-Rubik M. Karmienie piersią: technika, zasady i najczęstsze błędy. Standardy Medyczne. Pediatria 2010;7:655-664]

 

A jakie Ty masz doświadczenia z kryzysem laktacyjnym?

A może właśnie szukasz wsparcia?

Zapraszam do rozmowy w komentarzach.

Artykuł Kryzys, mamy kryzys! pochodzi z serwisu Agnieszka Kudela - Parentingowy blog lifestylowy.

Wynajęłam mieszkanie! 2000 km od domu

Image may be NSFW.
Clik here to view.
blog parentingowy motywacja marzenia podróże

Czym jest dla mnie motywacja? Motywacja to energia. Jaka? Zawsze mówię, że motywację wyobrażam sobie jako falę na oceanie. Czuję, że nadpływa, ale niewiele o niej jeszcze wiem. Nie wiem ani jaka będzie wysoka, ani jaka długa. Nie wiem też, kiedy nadejdzie kolejna. Tylko ode mnie zależy, czy ją wykorzystam, czy będę żałować, że nawet nie spróbowałam, gdy już odpłynie. Dlatego zawsze mam pod ręką swoją deskę surfingową i jestem gotowa do działania.

 

Jeśli miałabym dać Ci moją najlepszą radę, którą dzielę się także z moimi Kursantami, przyszłymi Wedding Plannerami, to byłaby taka: zawsze wykorzystuj tę cenną energię, jaką jest motywacja. Gdy tylko czujesz, że fala nadpływa, rozejrzyj się dookoła, szybko podejmij decyzję, jak spożytkować tę energię, chwyć swoją deskę i spróbuj złapać falę. Nigdy nie wiesz, dokąd Cię zaprowadzi. Natomiast jeśli będziesz za długo zbierać się w sobie, ryzykujesz, że fala odpłynie, a z nią… Twoje marzenia.

 

Moje kilkunastoletnie doświadczenie biznesowe pokazuje, że najlepsze rzeczy udało mi się osiągnąć, gdy działałam na fali. O wiele lepsze, nawet gdy okazało się, że rzuciłam się na głęboką wodę, niż wtedy, gdy wszystko skrupulatnie zaplanowałam i zbadałam, ale fala już odpłynęła, a ja z perfekcyjnym planem czekałam na kolejną falę, która czasami w danym temacie nigdy już nie nadpłynęła.

 

Tak było na przykład z firmą ze ślubna poligrafią, którą 5 lat temu zakładałam ze wspólniczką. Zamiast działać, popełniać błędy i uczyć się na nich, chciałyśmy wszystko perfekcyjnie policzyć i zaplanować – i nie zrozum mnie źle, biznesplan czy w ogóle plan jest podstawą każdego działania, które ma zaprowadzić Cię do sukcesu, ale czasami warto rzucić się z deską na swoją falę i zrobić coś nie do końca doskonale, ale zrobić, niż przygotować się perfekcyjnie i nie zrobić nic, bo energia do działania odpłynęła.

 

Gdy nadpływa fala, a Ty jesteś jeszcze bardzo daleko od swoich marzeń, staraj się zrobić choć jeden, maleńki krok, który przybliży Cię do celu. Nie musi być ani milowy, ani kosztowny, ani poważny. Kochasz piec ciastka, marzysz o własnej kawiarni z pysznymi wypiekami, ale właśnie urodziłaś dziecko i nie masz żadnych funduszy na start? Nie siedź z założonymi rękami, zobacz, ile masz cudownych możliwości, aby zacząć działać w swoim wymarzonym kierunku.

 

Nie widzisz żadnych? Załóż kulinarny profil na Instagramie i rób zdjęcia swoim wypiekom, zamieszczaj je tam wraz z przepisami. Nie umiesz robić zdjęć? Nie masz odpowiedniego sprzętu? W internecie znajdziesz mnóstwo darmowych tutoriali na temat robienia zdjęć telefonem, a także świetnego oprogramowania z filtrami, które pomogą wyeksponować Twoje cuda. A może poznasz inne osoby pozytywnie zakręcone w tym samym temacie i kiedyś założycie tę wymarzoną kawiarnię razem? A zanim tam dojdziecie, będziecie piekły ciasta i torty na domowe przyjęcia dla przyjaciół, rodziny i ich znajomych?

 

Dlatego już tydzień po napisaniu posta o tym, że do spełniania marzeń także trzeba mieć odwagę, miałam zaplanowany miesięczny wyjazd za granicę z całą rodziną. Poczułam swoją motywację do poważnej zmiany w moim życiu, postanowiłam inaczej ulokować moje życiowe zasoby, takie jak czas i pieniądze, chwyciłam swoją deskę i wskoczyłam na swoją falę zmian.

 

Zgodnie z wprowadzaną do naszego życia filozofią work-life balance zdecydowałam się z mężem zaplanować kilka najbliższych lat naszego życia tak, aby co roku móc na miesiąc przeprowadzić się do innego zakątka na świecie, nie na typowe wakacje, ale tak, aby wmieszać się w lokalną społeczność i czerpać z jej historii, kultury i codziennych uroków – garściami.

 

Inspiracją był dla mnie mój wyjazd sprzed 14 lat na stypendium do Paryża, gdy miałam okazję zamieszkać z francuską rodziną w XVI dzielnicy Paryża, uczyć się i chłonąć życie od mojej osobistej Madame Chic. Wyjazd, który zmienił i w ogromnej mierze ukształtował mnie jako kobietę, mamę, żonę, panią domu i bizneswoman czy pracodawcę.

 

Paryż. Gdy wybierałam kierunek na pierwszy nasz wyjazd na 2018 rok, moje serce podpowiedziało mi naturalnie sprawdzone rozwiązanie – stary, dobry Paryż. Miasto w którym znam każdą dzielnicę, gdyż jeżdżąc codziennie do szkoły z jednego końca Paryża na drugi, codziennie wybierałam inną drogę, w ogromnej części pokonując ją pieszo, by chłonąć Paryż wszystkimi moimi zmysłami. Paryż, pomimo napiętej dziś sytuacji politycznej, kojarzy mi się z bezpieczeństwem, jest jak stary przyjaciel, przy którym czujesz się najlepiej. Wiedziałam, że dla nas z dwójką Dzieci Paryż będzie rozwiązaniem najłatwiejszym do zrealizowania. Szukając dla nas mieszkania w Paryżu, z łatwością byłam w stanie ocenić klasę i bezpieczeństwo dzielnicy, odległość od stacji metra i paryskich atrakcji, przypominałam sobie te wszystkie przepiękne zakątki i wspomnienia i wtedy doszłam do wniosku, że… przepraszam, ale to już było. Paryż, który zajmuje ogromną część mojego serca, jest dla mnie dziś idealną lokalizacją na długi weekend czy nawet tydzień, ale przeprowadzka tam na miesiąc byłaby dla mnie krokiem wstecz, a na pewno nie spełnieniem założenia mojego projektu, eksplorowania i poznawania tego, co dla mnie obce i nauki życia. Dlatego zdecydowaliśmy się wynająć mieszkanie…

 

 

w Rzymie. W wiecznym mieście, zwanym także stolicą świata, chrześcijaństwa i mody.

 

Jadę tam z całą rodziną: z Wojtkiem i z dziećmi. Chłopcy będą mieli wtedy – Mikołaj 3,5 roku, a Maksiu 9  miesięcy. Dodatkowo zabierzemy ze sobą naszą pracę, doceniamy to, że na tym etapie zostawiamy w naszej firmie osoby, które świetnie poradzą sobie z naszą nieobecnością, natomiast chcemy zaoferować zarówno im, jak i naszym Klientom możliwość kontaktu z nami i wsparcie w trudniejszych sytuacjach.

 

Co będziemy robić? Żyć. Będziemy urlopować się i pracować na zmianę.

 

Nasz wyjazd podzieliliśmy na 4 części: 1 tydzień – wakacje, 2 tydzień – praca, 3 tydzień – wakacje, 4 tydzień – praca.

Oczywiście praca będzie w ograniczonym wymiarze, gdyż dziećmi będziemy opiekować się na zmianę. To będzie niesamowite przedsięwzięcie logistyczne i duże wyzwanie dla nas jako przedsiębiorców i rodziców, a także małżonków, lubimy jednak wyzwania i z przyjemnością się ich podejmiemy.

 

Kiedy? Z uwagi na to, że w Rzymie panuje klimat subtropikalny, o charakterze śródziemnomorskim, zdecydowałam się na wyjazd w drugiej połowie kwietnia, aby zostać do drugiej połowy maja, gdy średnia wysokość temperatur wynosi około 20-24’C. Idealnie na codzienne życie z dwójką dzieci.

 

Gdzie? Zamieszkamy w samym centrum Rzymu, 600 m od najsłynniejszego rzymskiego targu na Placu Campo de’ Fiori, gdzie Rzymianie robią zakupy od ponad 150 lat! Gdzie pełno stoisk z dojrzałymi owocami, warzywami czy rybami, a także zbożami, kwiatami czy gotowymi sałatkami, nad prawdziwą włoską kawiarnią, obok bio pizzerii, na trzecim piętrze uroczej, włoskiej kamienicy, położonej przy wąskiej, klimatycznej uliczce. 500 m od Placu Navona, 15 minut pieszo od Watykanu, 20 minut pieszo od schodów hiszpańskich i najpiękniejszej rzymskiej fontanny di Trevi, która do dziś jest zasilana woda doprowadzoną akweduktem zbudowanym w 19 r. p.n.e.

 

Logistyka? Do Rzymu chcieliśmy jechać samochodem, ostatecznie zdecydowaliśmy się na samolot. W kolejnych postach będę chciała zaprosić Was do naszych przygotowań, pokażę Wam, jak ogarnąć taką rodzinną podróż samolotem, pokazać, co można zabrać dla dzieci na pokład samolotu w różnych liniach lotniczych, jak zorganizować transfery z lotniska dla 4-osobowej rodziny z bagażami, powiem Wam, jakie błędy popełniłam przy rezerwacji biletów, na co zwrócić uwagę, wybierając ubezpieczenie, a z jakiego nie warto korzystać, a także jak wynająć mieszkanie tak daleko. Pokażę Wam, jak organizuję się z gotowaniem, pracą i opieką nad dziećmi w obcym kraju i mieście, opowiem o paszportach i dowodach osobistych dla najmłodszych oraz jak przygotować się do samego podróżowania i zwiedzania z dwójką tak małych dzieci.

 

To wszystko dzieje się u nas od miesiąca, a jeśli śledzicie mnie na Instargamie, wiecie, że niecały miesiąc temu spotkało nas nieszczęście i w dużej części zalało nam dom. Nasze plany i przygotowania zostały całkiem pokrzyżowane, tym bardziej każdy dzień pokazuje mi, jakim poważnym przedsięwzięciem jest ten wyjazd. Jestem jednak bardziej podekscytowana niż przestraszona, każdą wolną chwilę czytam przewodniki po Rzymie i już nawiązuję znajomości z Polakami tam mieszkającymi, a jadąc samochodem, uczę się włoskiego.

 

Jeśli macie w tym miejscu dla nas jakieś rady albo pytania, zapraszam do rozmowy w komentarzach. Byłaś już w Rzymie? A może w innej części Włoch? Co koniecznie powinniśmy zobaczyć?

 

Addio!

 

PS Jeśli chcesz być ze mną na bieżąco, najświeższe informacje znajdziesz zawsze na Instagramie i Facebooku.

Artykuł Wynajęłam mieszkanie! 2000 km od domu pochodzi z serwisu Agnieszka Kudela - Parentingowy blog lifestylowy.

Dlaczego cieszę się na miesięczny wyjazd do Rzymu i czego się boję?

Image may be NSFW.
Clik here to view.
wakacje z dzieckiem Włochy przeprowadzka

Wiesz, co to reisefieber? Lęk przed podróżą, który nasila się u mnie każdego dnia. Miesza się z totalną ekscytacją i sprawia, że czuję się jak przed wejściem na roller-coster.

 

Rozłożyłam swoje emocje na czynniki pierwsze i już wiem, czego nie mogę się doczekać, a co sprawia, że się zwyczajnie boję…

 

Od 18 roku życia pracuję zawodowo, a od 22 roku życia prowadzę własną firmę. Nie było jeszcze wtedy tylu mądrych blogów, szkoleń, nie wiedziałam, co to znaczy coach, a organizacji życia, dziennych studiów, pracy, nauki języka i zakładania własnej firmy uczyłam się na własnych błędach. Swoją drogą, daj znać, czy jesteś ciekawa, skąd miałam pomysł i jak pozyskałam pieniądze na pierwszy biznes?

 

Od 15 lat pracuję, dużo i ciężko. Pamiętam, jak wychodziłam z uczelni w godzinach wieczornych i jechałam pociągiem lub busem na stojąco do innego miasta do pracy, mijałam kolegów, którzy szli w przeciwnym kierunku – do studenckiego klubu. Bez żalu – od zawsze czułam, że jestem właśnie tu, gdzie powinnam i tworzę coś wyjątkowego, swoją wymarzoną przyszłość.

 

Po 15 latach, w których większość mojego dnia i nocy poświęcałam na pracę i okołozawodowe zajęcia, zdałam sobie sprawę, że praca tak bardzo wypełnia moje dni i miesiące, a ja wciąż podejmuję się nowych projektów, zamiast cieszyć tym co już mam i już osiągnęłam. Dlatego rok 2018 postanowiłam zaplanować zaczynając od… dni wolnych i urlopów, aby znaleźć więcej czasu na radość i docenienie tego, co już mam, projektów, które już prowadzę i w które włożyłam całe swoje serce.

 

W ramach wdrażania w życie filozofii work-life balance zdecydowałam się zaplanować ten rok (a jak Bóg da i kolejne), aby móc przeprowadzić się z rodziną na miesiąc za granicę. Zaprosić tam też moją Mamę i Przyjaciół i cieszyć się tym cudownym czasem z bliskimi.

 

Jest też więcej plusów i powodów, dla których nie mogę doczekać się wyjazdu:

 

1. Włoskie życie

 

Choć kocham miejskie życie, chciałabym w wiecznym mieście wyzbyć się wielkomiejskiego pośpiechu. Patrzeć inaczej na codzienność. Zaznać prostego, pełnego radości życia, z którego słyną Włosi. Celebrować codziennie wiele zwyczajnych momentów, jak picie ciepłej, włoskiej kawy. Podobno czynność powtórzona 26 razy staje się nawykiem. Przede mną 29 dni we Włoszech, widzę dla siebie w tym dużą szansę. Chcę nauczyć się tego, że całe życie nie można biec, albo może i można, ale nie warto. Chcę jeszcze mocniej rozkochać się w architekturze, codziennie wracać do domu inną drogą, trzymając męża za rękę, pchając wózek, a na plecach niosąc drugie dziecko. Chcę poznać siebie i swoją rodzinę bliżej, zwalczyć swoje słabości, pokochać siebie mocniej i uwierzyć w to, że naprawdę nie każdy musi mnie lubić, wyzwolić się z lęku przed porzuceniem i krytyką – mojego głównego hamulca w życiu.

 

Chcę pokochać słodką bezczynność, celebrować życie i przywieźć to ze sobą do domu.

 

Mam cichą nadzieję, że choć trochę polubię się z gotowaniem, może to dzięki nieskończonej różnorodności smaku włoskich pomidorów?

 

A tak pół żartem pół serio zastanawiam się, czy zdobędę się na odwagę i wyjdę z domu bez makijażu albo w naprawdę krótkich szortach.

 

2. Minimalizm

 

Nie będę ukrywać – na co dzień mieszkamy i żyjemy bardzo wygodnie – mamy spory dom i dwa samochody, a w związku przede wszystkim z moją pracą nie ma dnia, abym czegoś nie kupowała. Choć gdy spojrzysz na mój dom, może Ci się wydawać, że panuje tu minimalizm, ale to tylko dobra organizacja i duża przestrzeń budują ten efekt. Od roku próbuję odgracić nasz dom, wystawiając regularnie nasze rzeczy na OLX czy oddając rodzinie i potrzebującym, przeglądając kolejne szafy i zakamarki.

Do Rzymu pojedziemy w czwórkę spakowani tylko w 3 walizki i bagaż podręczny. Codziennie myślę o tym, bez czego nie chciałabym pojechać, jakie rzeczy przydają mi się najbardziej i ułatwiają mi życie, a bez których spokojnie mogłabym się obejść. Jestem ogromnie ciekawa takiego wyzwania, gdyż w mieszkaniu, które wynajęłam, nie ma żadnych sprzętów i udogodnień dla dzieci.

 

3. Szafa kapsułkowa

 

Od kilku miesięcy buduję swoją szafę kapsułkową. To bardzo powolny proces, gdyż wciąż ratami oddaję ubrania, których szansa na ponowne założenie dąży do zera. Pomaga mi w tym zmiana mojego rozmiaru – przed ciążą nosiłam ubrania w rozmiarze 40, dziś to jest 36, a nawet 34, więc selekcja ogromu ubrań dokonuje się w znacznym stopniu naturalnie.

Nie mogę doczekać się mojej kapsułkowej wersji szafy w Rzymie, na ubrania i buty mam przeznaczone pół walizki. Jestem ciekawa, czy takie znaczne organiczenie ilości ubrań, skompletowanych w zestawy, rzeczywiście spowoduje, że dokładnie będę wiedziała co chcę na siebie włożyć każdego dnia. Jeśli jesteś ciekawa mojej kapsułkowej, letniej szafy, którą zabiorę ze sobą do Rzymu, koniecznie daj znać, to idealna okazja na to, aby Ci ją pokazać.

 

4. Dystans

 

Mam ogromną nadzieję, że fizyczny dystans do spraw, którymi żyję tutaj każdego dnia, pozwoli mi także wypracować taki dystans w głowie. Mam ogromną nadzieję otworzyć się na siebie i na swoją rodzinę, wsłuchać się w nas samych i nasze potrzeby, sprawdzić, co tak naprawdę się dla nas liczy, bo być może tutaj, w ferworze codziennych do granic możliwości napiętych harmonogramów tego nie dostrzegamy?

 

5. Przyjazd mojej Mamy i Przyjaciół

 

Mam nadzieję spędzić cudowny, powolny czas z moją Mamą, która odwiedzi nas we Włoszech. Chciałabym wyprawić tam dla nas piękny Dzień Matki, zrobić nam pamiątkową sesję zdjęciową, bo choć mocno różnimy się z Mamą od siebie, przyświeca mi definicja udanego małżeństwa: “Pięknie się od siebie różnić”.

Zaprosiliśmy także naszych Przyjaciół w gości, mamy nadzieję, że uda im się nas odwiedzić.

 

 

A to, czego najbardziej się obawiam, to…

 

1. Minimalizm

 

Czyli dokładnie to, na co się cieszę, bo to jednak co innego nosić 7 ubrań na zmianę z wyboru, a nie z musu. Mieć idealnie urządzoną przestrzeń dla dzieci, gdzie każda czynność jak kąpiel, pielęgnacja, przewijanie, zabawa, jedzenie, ma swoje miejsce i swoje gadżety, a zamieszkać w mieszkaniu bez żadnych udogodnień, wanienki, krzesełka do karmienia czy łóżeczka dziecięcego (swoją drogą łóżeczko turystyczne już zamówiłam na Amazon z dostawą prosto do Rzymu).

 

2. Logistyka

 

Będziemy mieszkać w centrum Rzymu, w tak ścisłym centrum, że samochody mają tam ograniczony wjazd. Zastanawiam się czy odnajdzie się tam Mikołaj i czy po prostu, zwyczajnie nie będzie się nudził. Obawiam się tego, czy zamiast wypocząć, zwyczajnie się nie zmęczymy, na co dzień bowiem wszystkie procesy życiowe mamy zoptymalizowane: gotowanie, zakupy, praca, opieka nad dziećmi. Taka lokalizacja oznacza też dłuższy, minimum półgodzinny spacer do najbliższej stacji metra.

 

Obawiam się także choroby dzieci czy naszej i zagranicznej służby zdrowia. Oprócz wyrobienia europejskiej karty zdrowia będziemy chcieli wykupić dodatkowe ubezpieczenie zdrowia i życia.

 

3. 24/7 w mężem i dziećmi

 

Choć to moje ogromne marzenie, nie będę ukrywać, że także boję się tego. Na co dzień korzystamy z pomocy przedszkola, możemy też liczyć na pomoc niani czy babci, w Rzymie będziemy skazani na własne towarzystwo dzień i noc przez cały miesiąc. Nie spodziewam się, że będzie tylko sielsko, ale dam z siebie wszystko, aby być jak najbardziej czujna na potrzeby najbliższych i aby ten czas był dla nas naprawdę wyjątkowy.

 

Nasz wyjazd podzieliliśmy na cztery części: 1 tydzień – wakacje, 2 tydzień – praca, 3 tydzień – wakacje, 4 tydzień – praca. W dni pracy każde z nas będzie zajmowało się dziećmi na wyłączność przez 4 godziny, w obcym mieście. Jestem ogromnie ciekawa, jak to wyjdzie w praniu. Już wyszukuję okolicznych placów zabaw, pysznych restauracji przyjaznych dzieciom i fajnych miejsc na spacery.

 

4. Język

 

Po włosku to ja mówię tylko “cappuccino”, “latte macchiato” i “ciao bella” –  bo tak nazywa się pizzeria koło naszego domu! W samochodzie zaczęłam słuchać “Blondynki na językach” i zastanawiam się, jak będę radzić sobie na co dzień we Włoszech. Gdy pojechałam na studia do Paryża, choć jechałam na anglojęzyczną uczelnię, przez 2 miesiące uczyłam się przed wyjazdem francuskiego i potrafiłam chociażby kupić sobie bilet na autobus czy zapytać o drogę. Pociesza mnie to, że podobno Włosi, choć nie mówią po angielsku, to pięknie gestykulują.

 

5. Sprawy firmowe

 

W naszej firmie stawiamy na relacje. Nasi pracownicy są z nami od wielu lat, a rotację mamy na minimalnym poziomie. Choć cały wyjazd planuję od kilku miesięcy, na pewno czuję obawę przed tym sprawdzianem, przed którym stawiamy nasz zespół. Jesteśmy na co dzień w ciągłym kontakcie, widzimy się niemal codziennie i wzajemnie wspieramy. Podczas wyjazdu oczywiście będziemy dostępni także pod telefonem i mailem. Ufam im i mam głęboką nadzieję, że damy radę pracować 1 miesiąc online.

 

Na pewno obawiam się też gdzieś tam głęboko straconych szans, choć na co dzień wyznaję filozofię, że każda stracona szansa to tak naprawdę nowa szansa.

 

 

Dziękuję Ci, że jesteś tu ze mną w mojej przygodzie i dodajesz mi odwagi.

Artykuł Dlaczego cieszę się na miesięczny wyjazd do Rzymu i czego się boję? pochodzi z serwisu Agnieszka Kudela - Parentingowy blog lifestylowy.


Jak zdiagnozowaliśmy alergię pokarmową u niemowlaka? cz. 1 z 3

Image may be NSFW.
Clik here to view.
jak zdiagnozować alergię na mleko u noworodka

Jak właściwie zdiagnozowaliśmy alergię u małego dziecka? Jakie badania wykonaliśmy?

 

Tekst ma charakter poradnikowy i bazuje na naszych osobistych doświadczeniach, nie jest poradą lekarską i na pewno jej nie zastąpi, ale może być cenną wskazówką i drogowskazem dla rodziców dzieci, które borykają się z tematem alergii.

 

Tytułem wstępu:

 

Pamiętajmy, że alergia na białko mleka krowiego a nietolerancja laktozy to dwie różne rzeczy – należy dobrze to odróżnić.

 

Nietolerancja laktozy to nietolerancja cukru – laktozy właśnie, który występuje także w mleku matki.

 

Alergia na białko mleka krowiego, to niepożądana, nietoksyczna reakcja pokarmowa na białko, które może dostać się do organizmu dziecka wyłącznie z pokarmem – bezpośrednio pod postacią mleka modyfikowanego lub pośrednio z mlekiem matki, która spożywa wszelkie produkty mleczne.

 

 

Gdy 3,5 roku temu urodził się Mikołaj, pierwsze dwa tygodnie życia były najpiękniejszymi dwoma tygodniami mojego życia, ale od około 10 dnia życia Mikołaja płacz dziecka i nasza bezradność powoli zaczęły dominować naszą domową sielankę.

 

 

Bardzo szybko usłyszeliśmy o podejrzeniu alergii na białko mleka krowiego. Miałam wtedy nadzieję na jakieś superbadania czy testy alergiczne, które dadzą nam jasną odpowiedź, czy Dziecko ma alergię, czy nie.

 

Niestety, ale zarówno nasz pediatra, jak i gastroenterolog i alergolog mówili jednym głosem: testy alergiczne nie są wiarygodnym testem diagnostycznym.

 

Dodatkowo, pozytywny wynik badania oznacza, że alergia jest wysoce prawdopodobna, ale organizm nie musi wcale wykazywać jakichkolwiek objawów alergii.

 

Natomiast negatywny wynik testu bardzo często wcale nie oznacza, że alergii nie ma, gdyż u dzieci młodszych niż 3 lata testy te dają zwykle fałszywie ujemne wyniki, pomimo tego, że objawy alergii są prawidłowo obserwowane.

 

Tak było i u nas, Mikołaj swój pierwszy test alergiczny miał więc wykonany w wieku 1,5 roku, gdy szedł do przedszkola i alergolog chciała siebie i nas uspokoić, że szok anafilaktyczny jako objaw alergii na białko mleka krowiego jest mało prawdopodobny, gdyby Maluch przez pomyłkę zjadł coś z mlekiem, więc w specjalistycznej przychodni lekarskiej wykonała test skórny, którego wynik był całkowicie ujemny, pomimo bardzo silnych objawów w obserwacji.

 

Jak więc prawidłowo zdiagnozować alergię u dziecka?

 

W diagnostyce alergii najbardziej wiarygodny test to dieta eliminacyjna oraz ponowne wprowadzenie podejrzanego alergenu i ponowna obserwacja.

 

Jak to wyglądało u nas w praktyce?

 

1. Wstępna obserwacja – na jej podstawie wybieramy produkt lub grupę produktów do eliminacji.

 

2. Eliminacja alergenu lub grupy alergenów – nam zalecano minimum na 2 tygodniowy okres, gdyż podobno nawet tak długo alergeny mogą pozostawać w organizmie matki i być przekazywane dziecku w mleku.

 

3. Ponowne wprowadzenie alergenu do diety – alergeny ponownie wprowadzamy zawsze POJEDYNCZO i obserwujemy, czy objawy alergii wracają lub się nasilają.

 

W kolejnym poście opowiem Ci jedną z moich najsmutniejszych historii – historię naszej walki z alergią po raz pierwszy, prawie 4 lata temu, u Mikołaja.

A jak Wy diagnozowaliście alergię u Dziecka?

Zapraszam do rozmowy i dzielenia się doświadczeniami w komentarzach.

Artykuł Jak zdiagnozowaliśmy alergię pokarmową u niemowlaka? cz. 1 z 3 pochodzi z serwisu Agnieszka Kudela - Parentingowy blog lifestylowy.

Jak zdiagnozowaliśmy alergię u niemowlaka? cz. 2 z 3, czyli nasza historia walki z alergią po raz pierwszy

Image may be NSFW.
Clik here to view.
alergia na białko mleka krowiego

Dziś mam dla Ciebie jedną z najtrudniejszych historii mojego życia. Historię, która wcale nie musiała się tak skończyć. Historię pełną błędów, złych doradców, morza wylanych łez i wyrzutów sumienia.

 

 

To drugi post z serii “Jak zdiagnozowaliśmy alergię u niemowlaka?” – jeśli nie czytałaś – koniecznie zacznij lekturę od pierwszej części.

 

Tekst ma charakter poradnikowy i bazuje na naszych osobistych doświadczeniach, nie jest poradą lekarską i na pewno jej nie zastąpi, ale może być cenną wskazówką i drogowskazem dla rodziców dzieci, które borykają się z tematem alergii.

 

Płacz dziecka, luźne kupki, chlustające ulewnie, sapka, przesuszona skóra, stan zapalny skóry za uszkami oraz nad brwiami, w końcu atopowe zapalenie skóry, luźne, liczne, śluzowate kupki, odparzona do krwi okolica pieluszkowa – to objawy, z jakimi już w pierwszych tygodniach życia dziecka stawialiśmy się regularnie u pediatry, a to wszystko podczas karmienia dziecka piersią.

 

Pediatra od razu zalecił nam dietę eliminacyjną, polegającą na całkowitej eliminacji białka mleka krowiego z mojej diety.

 

Bardzo ważna jest świadomość, że białko mleka krowiego występuje w mleku i wszystkich pochodnych produktach, a więc w serze, twarogu, maśle, śmietanie, jogurcie, maślance, ale także w tak mniej oczywistych produktach jak pieczywo, suchary, wędliny, parówki – w pierwszej chwili miałam wrażenie, że mleko jest po prostu wszędzie.

 

Musimy wiedzieć, że laktoza to nie białko, tylko cukier – nie jest więc alergenem i nie możemy mieć na nią alergii – możemy natomiast mieć problemy z jej tolerancją, ale to temat na osobny post. Dlatego produkty bez laktozy absolutnie nie są tym, czego szukamy.

 

Tak więc aby prawidłowo przeprowadzić fazę eliminacji, po pierwsze czytamy etykiety wszystkiego, co mamy zamiar zjeść. Oprócz mleka szukamy takich składników jak jogurt, maślanka, twaróg, śmietana, śmietanka, serwatka z mleka, kazeina czy mleko w proszku. Składników tych szukamy także w tak pozornie roślinnych produktach jak margaryna – i tu zdarza się dodatek masła – czy w lekach, na przykład niektóre probiotyki dla dzieci również zawierają białka mleka krowiego.

 

Jedząc w restauracjach czy kupując półprodukty, również zawsze pytamy o składy. Są restauracje, które nawet do ciasta do pizzy czy do własnego wypieku pieczywa dodają mleko i nie są w stanie zaoferować nam ani jednego dania.

 

To bardzo ważne, aby przez fazę eliminacji przejść bardzo precyzyjnie, niczego nie pominąć. Sama wpadłam w pułapkę tego testu – karmiąc piersią na diecie eliminacyjnej w trakcie diagnostyki, podjadałam suchary – co ja mówię, miałam je nawet postawione koło łóżka, aby nie zaczynać dnia na głodnego. Pomimo eliminacji alergenu Mikołaj wciąż miał silne objawy alergii, gdyż eliminacja alergenu była tylko pozorna – jak się po dwóch tygodniach okazało, podjadając suchary, dostarczałam sobie i dziecku codziennie porcji mleka! Zanim do tego doszłam, straciłam kilkanaście cennych dni.

 

W naszym wypadku alergia na białko mleka krowiego nie była jednak jedyną. Całkowita eliminacja tego alergenu dała poprawę stanu Mikołaja, ale niewielką. Dla lekarza wniosek był jeden – nie mogę karmić i dla dobra dziecka powinnam odstawić je od piersi.

 

Na podstawie własnych obserwacji podejmowałam się eliminacji kolejnych grup alergenów – chciałam jak najszybciej wyeliminować podejrzany składnik z mojej diety i tym samym alergen u Dziecka.

 

W trakcie tego procesu zewsząd otrzymywałam bardzo trudne dla mnie rady, aby odstawić dziecko od piersi i podać antyalergiczne mleko zastępcze, a mało dobrego słowa. Niestety, namawiał mnie do tego także mój pediatra, któremu wtedy bardzo ufałam.

 

Do dziś pamiętam, jak nasz pediatra na każdej wizycie prosił mnie o to, abym chociaż na tydzień odstawiła dziecko od piersi i dała mu “odpocząć”. Z drugiej strony atakował mnie argumentami, że tak dieta bezmleczna jest szkodliwa dla mnie, a po ciąży powinnam jeść dużo nabiału.

 

W końcu się ugięłam i jak Mikołaj miał skończone 2 miesiące zdecydowałam na 7-dniowe podawanie mleka modyfikowanego na bazie hydrolizatu kazeiny (oczywiście z mleka krowiego, ale białko pod tą postacią rzadziej daje reakcję alergiczną). Planując powrót do karmienia piersią, starałam się każdorazowo podać dziecku mieszankę, odciągać pokarm, aby nie zaburzać laktacji, i wylewać go zgodnie z zaleceniami lekarza, gdyż najprawdopodobniej wciąż zawierał alergeny i “szkodził” dziecku.

 

Po tygodniu rzeczywiście stan skóry Malucha się poprawił, więc pediatra zaczął prosić o to, abym dla dobra dziecka przedłużyła podawanie sztucznego mleka do dwóch tygodni.

 

Po dwóch tygodniach skóra Dziecka była w wyraźnie lepszej kondycji, więc lekarz namawiał mnie, abym już nie wracała do karmienia piersią. Byłam zrozpaczona i umówiliśmy się na kolejną “próbę” naturalnego karmienia.

 

Dzięki regularnemu pompowaniu mleka w czasie karmienia sztucznego, mogłam powoli wracać do karmienia naturalnego, zastępując powoli porcje mleka sztucznego moim mlekiem. Moja laktacja niestety nie była już w 100% efektywna i nawet gdybym chciała od razu wrócić do karmienia piersią na 100%, nie miałam jeszcze takiej możliwości. To co pewne to to, że każde karmienie naturalne przybliżało nas do sukcesu.

 

Pokonaliśmy nawet etap odrzucenia piersi przez Mikusia, który po 2 tygodniach jedzenia z butelki musiał na nowo przyzwyczajać się do jedzenia z piersi – jakie to trudne i dołujące wie każda Mama, której Malec przez to przechodził.

 

W trakcie powrotu do karmienia naturalnego poszliśmy na urodziny, gdzie zjadłam zupę, do której, jak się później okazało, dodane były zmielone płatki migdałowe – bardzo silny alergen. Kilka godzin później objawy alergii u Mikołaja powróciły, dając nad brwiami silną, swędzącą wysypkę. Poszłam z Mikusiem na kolejną konsultację i wtedy nasz pediatra zalecił ponowne odstawienie dziecka od piersi, skoro jest tak silnym alergikiem, przekonywał mnie, że to jedyne sensowne i zdrowe rozwiązanie – przynajmniej na tydzień, aż alergeny się nie wypłuczą.

 

Pamiętam, jak na koniec wizyty pediatra powiedział: “Karmi Pani piersią, bo zależy Pani na tym, aby dziecko było zdrowe, a ono już jest chore“.

 

Te słowa brzmiały w mojej głowie przez cały czas. Nigdy więcej nie podałam Dziecku mojego mleka. Uwierzyłam w to, że moje mleko szkodzi Maluchowi. Ból pozostał we mnie i trwa do dziś. Gdy to piszę, wspomnienia tamtych emocji są wciąż żywe, choć minęły już ponad 3 lata, a ja mam łzy w oczach. Walczyłam o każdą kroplę tego pokarmu, dawałam z siebie wszystko, aby usłyszeć, że szkodzę mojemu Dziecku.

 

Dziś już wiem, że zarówno World Health Organization, jak i inne organizacje, które zajmują się zdrowiem najmłodszych, zalecają bezwzględnie kontynuację karmienia piersią dzieci z alergiami i atopią jako najlepszą formę żywienia i ochrony przed rozwojem poważniejszych postaci alergii i atopii.

 

Dziś wiem, że pod opieką dobrego lekarza specjalisty, można karmić w każdej postaci alergii pokarmowej. Zdobycie tej wiedzy zajęło mi jednak dwa lata.

 

Co więcej, pomimo powrotu na mleko modyfikowane objawy alergii nie ustępowały, tylko były lżejsze, a nasza alergia przeszła w marsz alergiczny i zapalenie oskrzeli, co skończyło się dwutygodniowym pobytem w szpitalu. Dlatego po kolejnych dwóch miesiącach gastroenterolog zmienił nam mleko modyfikowane z tego opartego na kazeinie na takie oparte na aminokwasach mleka krowiego i dopiero ono przestało dawać objawy alergii.

 

Dziś uważam, że pediatra popełnił błąd w namawianiu mnie na zastąpienie 100% naturalnego karmienia karmieniem sztucznym.

 

Jeśli Twój pediatra radzi Ci podobnie, ja mam dla Ciebie tylko jedną radę: jak najszybciej poszukaj innego. Możesz też od razu poradzić się sprawdzonego alergologa lub gastroenterologa.

 

Dodam, że większość produktów, którymi rozszerzaliśmy dietę po ukończeniu 6 miesiąca, dawała natychmiastowy odczyn alergiczny (dynia, jabłko, banan), a ja byłam załamana. Udało nam się w końcu trafić na lekarza z powołania i w końcu stworzyliśmy dla Synka dietę bazującą tylko na zdrowych, nieprzetworzonych produktach, które sami mu przygotowywaliśmy. Lekarza, który potwierdził, że odstawienie o piersi Dziecka z tak silną alergią, to pozbawienie go dodatkowego wparcia do walki alergią, takiego, które daje tylko mleko mamy.

 

Dieta Mikołaja przez pierwsze 3 lata życia była całkowicie pozbawiona produktów przetworzonych i chemii spożywczej (konserwantów, wzmacniaczy smaku, soli, cukru itp.). To przez zdrowe jedzenie i przez jelita wzmocniliśmy jego odporność i wygraliśmy walkę z alergią 2 lata później. Dziś Mikołaj niemal całkowicie wyrósł z alergii, może jeść nawet tak silnie uczulające produkty jak orzechy czy migdały (w końcu odważyliśmy się spróbować), a powoli przestaje już reagować alergią na białko mleka krowiego. Nawet nietypowa alergia krzyżowa na jabłko i brzozę nie pojawiła się u niego w tym roku!

 

Tutaj czeka na Ciebie na blogu dużo piękniejsza historia z happy endem – historia naszej walki z alergią po raz drugi.

Artykuł Jak zdiagnozowaliśmy alergię u niemowlaka? cz. 2 z 3, czyli nasza historia walki z alergią po raz pierwszy pochodzi z serwisu Agnieszka Kudela - Parentingowy blog lifestylowy.

Jak zdiagnozowaliśmy alergię u niemowlaka? cz. 3 z 3, czyli nasza historia walki z alergią po raz drugi

Image may be NSFW.
Clik here to view.
jak wygrać z alergią

Jeśli tak jak my borykasz się z podejrzeniem alergii na białko mleka krowiego, może zainspiruje Cię nasza druga historia… tym razem z happy endem. Do czego? Do wiarygodnej diagnostyki, do szukania do skutku mądrych lekarzy z powołania, z otwartymi umysłami, z sercem i doświadczeniem, do walki o to, co najlepsze.

 

To trzeci post z serii “Jak zdiagnozowaliśmy alergię u niemowlaka?” – jeśli nie czytałaś, koniecznie zacznij lekturę od:
pierwszej części
drugiej części
.

 

Tekst ma charakter poradnikowy i bazuje na naszych osobistych doświadczeniach, nie jest poradą lekarską i na pewno jej nie zastąpi, ale może być cenną wskazówką i drogowskazem dla rodziców dzieci, które borykają się z tematem alergii.

 

Długotrwała dieta eliminacyjna u mamy karmiącej, szczególnie “na zapas”, czyli bez podejrzenia alergii, jest dziś niezalecana. Co więcej, wiele badań pokazuje, że nawet może przyczynić się do rozwoju alergii, natomiast krótkotrwała jest elementem najlepszego i najbardziej wiarygodnego testu alergicznego.

 

Dlatego już na 2 tygodnie przed przewidywanym terminem porodu wyeliminowałam całkowicie ze swojej diety białko mleka krowiego. Tak, na zapas, gdyż historia z Mikołajem dawała ku temu powody – obciążenie alergią jest rodzinne – a ja dzięki temu mogłam zaobserwować stan zdrowia mojego dziecka bez narażenia go na tak silny alergen jak białko mleka krowiego zaraz po urodzeniu i szybciej dokonać wiarygodnego testu alergicznego.

 

Dokarmianie mlekiem modyfikowanym, czyli zhumanizowanym mlekiem krowim (aby upodobnić składem mleko krowie do mleka ludzkiego zmniejsza się w mleku krowim między innymi ilość białka i takie składniki mineralne jak potas i sód), jest również czynnikiem, który, występując w tak młodym wieku (często już w pierwszej dobie po porodzie w szpitalu, gdy “mama ma za mało mleka”), może u Noworodka, który ma niedojrzały układ odpornościowy, wywołać alergię na białko mleka krowiego. To dlatego jest tak ważne, aby od samego początku walczyć o karmienie naturalne, gdyż białko mleka krowiego podane w mleku matki to jak porównać ziarnko soli do worka soli, i to jeszcze w niesprzyjającym środowisku, pozbawionym przeciwciał naturalnie obecnych w mleku mamy, wspomagających prawidłową reakcję na obce białko.

 

Kolejnym czynnikiem zwiększającym ryzyko alergii są leki przyjmowane przez matkę w okresie ciąży (zaburzona flora bakteryjna przewodu pokarmowego mamy przyczyniająca się do nieszczelności jelit) oraz obciążenie rodzinne. My mieliśmy wszystkie te czynniki na plusie, dlatego w szpitalu, gdy położna upierała się na dokarmieniu Maksia mieszanką, zgodziłam się wyłącznie na podanie antyalergicznej, opartej na kazeinie białka. Choć moje negocjacje zaczynałam od tej opartej na aminokwasach, szpital nie posiadał jej w swoich zasobach, a tej, którą miałam oryginalnie zamkniętą ze sobą, nie zgodził się podać.

 

Gdy Maks skończył dwa tygodnie, był absolutnie spokojnym Maluchem, nie miał żadnych podejrzanych objawów, zaczęłam więc powoli dodawać do swojej diety białko mleka krowiego, początkowo pod postacią przetworów, szczególnie masła. Przez pierwsze dni wszelkie niepokojące objawy nie były dla mnie jednoznacznie wskazujące na alergię – dziecko w tym wieku zmienia się z dnia na dzień. To co zaniepokoiło mnie poważnie, to dopiero poważne odparzenia, których przez kilka dni nie byliśmy w stanie w żaden sposób wyleczyć. Wtedy udałam się do gastroenterologa i wspólnie zdecydowaliśmy o wprowadzeniu diety eliminującej białko mleka krowiego.

 

Głównym objawem świadczącym o poprawie stanu zdrowia Maksia był brak nowych odparzeń, a w 2 -3 dni chora skóra uległa ogromnej poprawie i nigdy więcej nie doszło do tak poważnego stanu. Jednak mógł być to zbieg okoliczności, dlatego po ustaleniach z lekarzem zdecydowaliśmy się na drugą prowokację mlekiem krowim. Zanim zdążyłam ją zaplanować, Wojtek pomylił nasze kawy i wziął sobie moją czarną, mi podając w kubku z kapturkiem tę z mlekiem. Pomimo tego, że były to tylko ze 3 łyki, krew zagościła w naszej pieluszce po raz kolejny. Na podstawie tej podwójnej prowokacji lekarz (gastroenterolog) zdiagnozował alergię na białko mleka krowiego.

 

Niestety eliminacja białka mleka krowiego z diety Maksia nie wyeliminowała wszystkich dolegliwości od strony układu pokarmowego, dlatego zdecydowaliśmy się przejść na 2 tygodnie na bardzo restrykcyjną dietę eliminacyjną, z której usunęliśmy wszystkie najsilniejsze alergeny: jajka, pomidory, soję, orzechy, migdały, czekoladę, cytrusy, truskawki, maliny, owoce morza, ryby, a także wołowinę i absolutnie całą chemię spożywczą (konserwanty i ulepszacze smaku to także silne alergeny!).

 

Przez 2 tygodnie tej restrykcyjnej diety eliminacyjnej nie zaobserwowaliśmy żadnej, ale to żadnej poprawy u dziecka, tak więc rozpoczęłam powolny powrót do spożywania wyeliminowanych produktów – 1 produkt tygodniowo. Pierwsze wróciły do diety jajka, później pomidory… a ponowne wdrożenie tych produktów do diety nie dawało u Maksia żadnego pogorszenia ani żadnych nowych objawów. Na tej podstawie uznaliśmy je w danym momencie jako nieuczulające i na stałe wróciły do mojej diety (poza wołowiną, ale ją wyeliminowaliśmy z uwagi na podobieństwo do białka mleka krowiego).

 

Dziś Maks ma 8 miesięcy, a my wciąż cieszymy się karmieniem piersią. Wiem, że to najlepsze co mogę mu dać i na pewno mu nie szkodzę. Cieszę się, że tym razem trafiłam na mądrego i wspierającego lekarza, który przeszedł ze mną tę drogę. Cieszę się, że ani razu jako “lekarstwa” na alergię nie zaproponował mi mleka modyfikowanego, gdyż o wiele lepiej jest, szczególnie u dziecka alergicznego, wprowadzać mu alergeny przez mleko matki, a nie bezpośrednio. Bo, co ważne, dieta eliminacyjna nie powinna trwać wiecznie (każdorazowo trzeba ustalać czas jej trwania i ponowne wprowadzanie alergenu z lekarzem). Dlatego nasza rozszerzona dieta jest bogata w warzywa i owoce, a mleko krowie wprowadzam do diety naszego małego alergika ponownie… właśnie przez moje mleko, sama je spożywając.

 

Podobnie jak w przypadku wprowadzania białka mleka krowiego do diety dziecka z alergią warto zacząć od mleka pieczonego (np. masło w cieście), tak samo wprowadzam mleko do swojej diety. Regularnie coraz większe ilości. Początkowo nawet mleko pieczone dawało objawy alergii u Maksa, dziś już nie daje objawów, natomiast surowe mleko np. w lodach czy niepieczonych ciastach wciąż daje objawy alergii, ale coraz łagodniejsze.

 

Dzięki takiemu podejściu Maksiu otrzymuje białka mleka krowiego w niewielkiej, bezpieczniejszej ilości, niż gdyby sam zaczął jeść jogurt, ale także otrzymuje je w otoczeniu moich przeciwciał, które wspierają jego organizm w odpowiedniej odpowiedzi na alergeny. Dodatkowo pomagają nam w tym probiotyki, które codziennie podaję mu jako suplementy oraz które sama przyjmuję.

 

Efekty widoczne są gołym okiem, a my planujemy karmić się piersią przynajmniej do ukończenia roku, całkowicie pomijając w żywieniu Maksa etap podawania mleka modyfikowanego, komponując mu zróżnicowaną i pełnowartościową dietę.

 

A jakie są Wasze przygody z dziecięcymi brzuszkami? Zapraszam do rozmowy w komentarzach.

Artykuł Jak zdiagnozowaliśmy alergię u niemowlaka? cz. 3 z 3, czyli nasza historia walki z alergią po raz drugi pochodzi z serwisu Agnieszka Kudela - Parentingowy blog lifestylowy.

Dziecko w samolocie – podróż z niemowlakiem i trzylatkiem

Image may be NSFW.
Clik here to view.
dziecko w samolocie podróż

Co można i warto zabrać ze sobą na pokład samolotu? Jakich niedogodności można spodziewać się na lotnisku, w samolocie, podczas startu i lądowania? Jaki wózek można zabrać ze sobą? Czy dziecko może lecieć w nosidle?

Od czego zacząć przygotowania do lotu z dzieckiem samolotem?

Po pierwsze musisz sprawdzić, jakie warunki przewozu dzieci oferują dane linie lotnicze – dowiesz się z nich, czy niemowlę lub starsze dziecko może mieć ze sobą bagaż podręczny, bagaż rejestrowy i wózek. Rodzicom, którzy podróżują z Dzieckiem, przysługują pewne przywileje – priorytet w odprawie, dodatkowy mały bagaż do umieszczenia pod nogami czy możliwość wzięcia na pokład wody – to tylko przykładowe, zupełnie różne dla każdych linii.

 

Kończę przygotowywać dla Ciebie przegląd tego, co możesz zabrać na pokład samolotu dla dzieci w poszczególnych linach lotniczych, który na blogu znajdzie się już jutro. A dzisiaj…

 

Oto nasz uniwersalny niezbędnik do podróżowania samolotem z dzieckiem:

 

1. Wózek

Zgodnie z warunkami przewozu (PLL LOT, Wizz Air i Ryanair) możemy bezpłatnie zabrać w podróż samolotem wózek dla dziecka do 2 roku życia.

 

W praktyce zarówno w PLL LOT, jak i Wizz Air nie mieliśmy problemu z zabraniem wózka dla Dziecka w wieku 3,5 roku. Po prostu od wejścia na lotnisko Mikołaj był w wózku, a ja wytłumaczyłam przy odprawie, że jest to podyktowane względami bezpieczeństwa – trzylatek biegający beztrosko po lotnisku nie jest nikomu na rękę.

 

Pozwolono nam więc bez żadnych dodatkowych opłat mieć ze sobą wózek dla starszego Dziecka, który zdaliśmy obsłudze samolotu dopiero przy wejściu do niego. Dla nas było to ogromnie wygodne, gdyż bardzo często aby dojść do samolotu, należy przejść przez strefę sklepów i placów zabaw. W wózku udało nam się to bez tak ogromnego rozpraszania, szczególnie, że mieliśmy do zaopiekowania się dwójkę Dzieci i 3 bagaże podręczne. Nie musiałam też Mikołaja specjalnie pilnować ani gonić, co ma miejsce, gdy poruszamy się na co dzień bez wózka.

 

Jeśli dbasz o swój wózek, koniecznie spakuj go w dodatkową torbę. Po jednym locie otrzymaliśmy nasz wózek z przetartą torbą ochronną i… przetartą i uszkodzoną rączką – strach pomyśleć, co stałoby się z nim, gdybyśmy nie mieli tej ochronnej torby. Niestety, nasze dodatkowe ubezpieczenie w Axa nie obejmuje uszkodzeń bagażu, więc uszkodzony wózek został naszym problemem.

 

Pamiętaj, aby specjalną naklejkę znakującą bagaż zamieścić na torbie od wózka, a nie na wózku (albo i na tym, i na tym)  – jeśli wózek będzie oznakowany i schowany do torby, oddany przy wejściu na pokład samolotu, a następnie oddany dopiero z pozostałymi bagażami, jest duże ryzyko, że po prostu nie zostanie zeskanowany (kod będzie w środku, a nie na torbie) i zostanie zagubiony.

 

2. Nosidło

Dla dziecka, które jeszcze dobrze nie chodzi, nie możemy go postawić, a tym bardziej dla takiego, które samo nie siedzi, nie wyobrażam sobie podróży samolotem bez nosidła. Maksia miałam w nosidle od momentu jak weszłam na lotnisko w Gdańsku, aż do czasu, gdy usiadłam w fotelu do samolotu – z przerwą na kontrolę – niestety nosidło musiało być zdjęte i śpiące dziecko wyjęte na ten czas.

 

Maksia miałam przy sobie, a do tego dwie wolne ręce, dla Mikołaja czy na dodatkowy bagaż podręczny.

 

Nie można także zapominać o tym, że dziecko w nosidle czy chuście rozczula wszystkich dookoła. Osobiście, choć mam chustę, wybieram do samolotu nosidło, zakłada się je znacznie szybciej.

 

Ku mojemu zdziwieniu, w PLL LOT stewardessy nie miały nic przeciwko, abym leciała z Maksiem w nosidle zamiast w specjalnym dziecięcym pasie samolotowym, natomiast ja, dla własnej wygody, poprosiłam o ten dodatkowy pas dla Dziecka. Dzieci zwykle najlepiej czują się w nosidłach, gdy ich Rodzice są w ruchu, a nie nieruchomo przypięte do rodzica – wtedy mogą zdrętwieć. W nosidle też obawiałam się, że trudniej by mi się karmiło piersią niż w pasie – oczywiście o ile bym go zupełnie nie poluźniła, ale wtedy nie byłoby to zbyt bezpieczne na wypadek turbulencji czy ostrego hamowania.

 

3. Fotelik samochodowy

Na lotnisko trzeba jakoś dojechać i o ile nie będzie to autobus, musimy mieć ze sobą fotelik samochodowy. Przewożenie dzieci w Polsce taksówkami zwalnia z obowiązku fotelika samochodowego, ale osobiście nie odważyłabym się z tego skorzystać. Nie wyobrażam sobie przewożenia na rękach w samochodzie niemowlęcia na odcinku 30 km (osobiście nawet na mniejszym odcinku też sobie nie wyobrażam).

 

Dlatego zdecydowaliśmy się na zabranie ze sobą dla 9 miesięcznego Maksia fotelika samochodowego i wózka.

 

Jak przewieźliśmy zarówno wózek, jak i fotelik samochodowy, bez dodatkowej opłaty, chociaż linie lotnicze pozwalają tylko na przewiezienie wózka lub fotelika samochodowego?

 

Po dojechaniu na lotnisko w naszym rodzinnym Trójmieście położyliśmy fotelik samochodowy na złożony wózek i owinęliśmy całość folią streczującą (którą mieliśmy w walizce) i nadaliśmy przy odprawie jako składany wózek dla dziecka. Nie było z tym żadnego problemu. Jedynie zdziwiłam się bardzo, gdy po wylądowaniu w Warszawie nasz “wózek” nie pojawił się na taśmie z bagażami. Zabrakło nam przy odprawie informacji, że bagaż został nadany jako ponadgabarytowy i na lotnisku docelowym zostanie wydany na specjalnej taśmie do bagaży ponadgabarytowych. Te bagaże są nieco lepiej traktowane, ale serce mi stanęło, że bagaż  zaginął, gdyż zupełnie o tym nie wiedziałam.

 

Tak samo nadaliśmy wózek z fotelikiem jako wózek w Wizz Air w Warszawie.

 

Nie udało nam się jednak zabrać ze sobą na pokład fotelika samochodowego dla Mikołaja. Niestety, ale musielibyśmy zapłacić za niego jak za dodatkowy bagaż – ponad 700 zł (około 300 zł w obie strony w PL LOT i 412 zł w obie strony w Wizz Air).

 

Dodatkowo nasz fotelik dla Mikołaja to duży i ciężki dwuczęściowy (siedzenie i baza) fotelik, więc zabieranie go ze sobą i noszenie byłoby dla nas dodatkowy kłopotem.

 

Dlatego zdecydowaliśmy się pojechać na lotnisko w Trójmieście zamiast taksówką – własnym samochodem z naszymi fotelikami i pozostawienie samochodu na lotnisku na czas naszego pobytu we Włoszech – w cenie niższej za miesiąc niż taksówka w dwie strony.

W dalszą podróż samolotem zabraliśmy ze sobą jedynie fotelik dla Maksia (9 miesięcy), a na lotnisku zostawiliśmy nasz samochód z fotelikiem Mikołaja. W Rzymie natomiast zamówiliśmy po nas busa z opcją wynajęcia jednego fotelika samochodowego w cenie, który zawiózł nas do naszego rzymskiego mieszkania.

 

Co z podróżami po mieście docelowym?

 

W świetle tego, że zabranie naszego fotelika samochodowego kosztowałoby nas ponad 700 zł i ogrom noszenia, o wiele bardziej opłaca się wynajęcie samochodu z fotelikiem na miejscu. Niestety we Włoszech foteliki oferowane do wynajmu są w fatalnym stanie i w okropnej cenie (około 20-25 Euro za dzień), dlatego trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie, na ile dni taki fotelik na miejscu będziemy potrzebować.

 

Można wtedy pójść o krok dalej i bezpieczny fotelik samochodowy kupić w miejscu docelowym, np. na Amazon z dostawą do hotelu/apartamentu w cenie około 500 zł. Na koniec możemy ten fotelik oddać/sprzedać/wyrzucić – przy korzystaniu z niego min. 5 dni wyjdziemy na zero w porównaniu do wynajmu i na plus 200 zł w porównaniu do zabrania własnego fotelika z domu!

 

A ja dziś zastanawiam się, czy nie da się go ostreczować razem z wózkiem Image may be NSFW.
Clik here to view.
😉

 

4. Start i lądowanie samolotu

Podczas startu i lądowania samolotu, w związku ze zmianą ciśnienia w kabinie samolotu i niedoskonałemu jej wyrównywaniu przez samolot, zarówno u dorosłych, jak i u dzieci, może dochodzić do bardzo nieprzyjemnego zatykania uszu.

 

Jako dorośli radzimy sobie z tym połykając ślinę, możemy także zatkać nos i dmuchnąć.

 

Dla starszego Dziecka warto zabrać coś do żucia lub ssania, dzięki czemu będzie częściej połykało – Mikołaj zawsze dostaje na start samolotu lizaka, a na lądowanie coś do picia.

 

Dla Młodszego Dziecka warto zabrać coś do picia – u nas wystarczyło karmienie piersią podczas startu i lądowania, choć bałam się, że to nie wystarczy, bo na przykład Maksiu będzie najedzony, albo właśnie po jedzeniu i wzięłam ze sobą butelkę z wodą, ale okazała się niepotrzebna.

 

Wielu dzieciom wystarcza także samo ssanie smoczka.

 

5. Rozrywka

Nasze loty trwały od godziny do 2 godzin. Dla Mikołaja wzięliśmy więc na pokład jedynie bajki na telefonie – “Zaczarowany ołówek” sprawdził się idealnie. Maksia w samolocie interesowało wszystko, a najlepiej bawił się papierkiem. Drugi lot niemal cały przespał na mnie.

 

6. Jedzenie i przekąski

Jeśli karmisz piersią, nie musisz martwić się dodatkowym jedzeniem. Jeśli karmisz piersią i mlekiem modyfikowanym, albo tylko mlekiem, albo wprowadziliście już do diety dodatkowe posiłki, musisz zabrać je ze sobą na pokład.

 

Ja, pomimo tego, że karmię piersią, wzięłam na pokład wodę dla Maksia – butelka z wodą przeszła osobną kontrolę w skanerze, w specjalnej kuwecie. Na specjalnej poduszce prezentowała się co najmniej jak butelka jakiejś królowej.

 

Jeśli chcesz zabrać na pokład mleko, polecam jedną czy kilka (w zależności od długości lotu) butelek z odmierzoną już ilością wody, niezbędną do sporządzenia mleka i również wcześniej odmierzone porcje mleka w proszku. Unikniesz wtedy mycia butelek w samolotowej czy lotniskowej toalecie.

 

Jeśli Twój Maluch lubi pić ciepłe mleko, a Wy planujecie dłuższy pobyt i spacery, warto pomyśleć o butelce z samonagrzewającym się modułem, która w 60 sekund podgrzeje mleko do idealnej temperatury. Przyda się Wam nie tylko w samolocie, ale także na wakacyjnych spacerach. Zawsze możesz poprosić o zagrzanie mleka stewardesę, ale na 90% otrzymasz wodę albo za zimną, albo zdecydowanie za gorącą – przecież stewardesa nie będzie wsadzała palca do Twojej wody aby sprawdzić, czy ma idealną temperaturę (mam nadzieję). A ryzykujesz Malucha, który na widok butelki będzie chciał zjeść tu i teraz.

 

Jeśli zabierasz ze sobą inne posiłki dla niemowlaka, sugeruję zabrać takie, których nie trzeba podgrzewać, gdyż podobnie jak w przypadku mleka, zazwyczaj stewardesy podgrzewają posiłek zdecydowanie za mocno, a Ty z płaczącym Maluchem musisz czekać aż wystygnie.

 

Na pokład samolotu, oprócz przekąsek na czas startu i lądowania, wzięłam także napoje i jedzenie dla Dzieci (i dla nas). W jednych liniach oferowanymi przekąskami były żelki i wafelki w czekoladzie, w drugich można było dokupić posiłek, ale jako Mama Alergika wolałam wziąć ze sobą sprawdzone kanapki i ogórki (smak mojego dzieciństwa), niż kupować jedzenie na pokładzie czy lotnisku (przynajmniej w teorii, ostatecznie zaliczyliśmy na lotnisku restaurację).

 

7. Bagaż podręczny i przewijanie

Na lotnisku czy w samolocie jest klimatyzacja i może być chłodno, dlatego warto mieć ze sobą sweterek czy kocyk, albo i to, i to.

 

Do bagażu podręcznego schowaliśmy także nasz niezbędnik higieniczny – kosmetyczkę z matą do przewijania, 3 pieluszkami, mokrymi chusteczkami i woreczkami na brudne pieluszki, a także zapasowy smoczek, suche chusteczki i chusteczki do dezynfekcji smoczków i zabawek, gryzak, wspomniane przekąski i ubrania na zmianę dla dzieci i dla mnie, butelkę z wodą (dla dziecka do roku można przewieźć swoją wodę, a nie tylko tę kupioną na lotnisku po odprawie).

 

W samolocie, zazwyczaj w jednej z toalet, dostępny jest przewijak – nasz 9 miesięczny Maksio ledwo się na nim mieścił, więc większe dziecko chyba najlepiej byłoby przewinąć na fotelu, pod warunkiem, że oczywiście nikt obcy koło nas nie siedzi.

 

8. Rezerwacja miejsc

Już podczas rezerwacji miejsc możecie wybrać te, które będą dla Was najdogodniejsze. Ja zawsze wybieram miejsca jak najbliżej ogona, blisko wejścia do samolotu, często są tam blisko toalety, mam pod ręką stewardesy. Ty możesz także spróbować zarezerwować te z przodu, z większą przestrzenią na nogi.

 

W niektórych liniach miejsce dla opiekuna z niemowlęciem jest tylko pod oknem, czego nie do końca rozumiem, bo z dzieckiem jesteśmy szczególnie narażeni na potrzebę opuszczenia swojego miejsca (przewijanie, kołysanie).

 

W niektórych samolotach, na dłuższych lotach, są specjalne miejsca, w których można przewozić Dziecko w dodatkowej, podwieszanej kołysce, warto sprawdzić to z liniami, którymi lecicie (zwykle są to opcje w lotach transatlantyckich)

 

9. Na lotnisku

Na lotnisku warto zjawić się wcześniej. Odprawa z dwójką Dzieci i odpowiednią liczbą bagaży (my na miesiąc mieliśmy ich całkiem sporo) potrafi trwać dłużej.

 

Będąc z z dzieckiem, możesz liczyć na wejście na odprawę bez kolejki, ale sama odprawa potrwa pewnie dłużej – musisz wyjąć dziecko z nosidła czy wózka, wszystko złożyć i przepuścić przez skaner, dzieci mogą marudzić i wcale nie pomagać, szczególnie, gdy jedno masz na rękach, a drugie trzymasz za rękę, bo druga osoba składa wózek.

 

My dodatkowo “załapaliśmy się” na kontrolę pod kątem substancji zakazanych, co również zajęło więcej czasu. Samo wyciąganie Dziecka z nosidła (także śpiącego), specjalne skanowanie wody, ponowne wiązanie, rozkładanie wózków, ponowne skanowanie, pochłonęło masę minut. Byliśmy ostatnimi osobami, które weszły na pokład naszego rejsu.

 

Oprócz czasu w samolocie, myślałam o wypełnieniu Dzieciom czasu po odprawie, przed wejściem na pokład. Na szczęście zarówno lotnisko w Gdańsku, jak i w Warszawie obfituje w rozrywki, są tam nawet małe place zabaw. Niestety są też sklepy z zabawkami, więc my już wcześniej ustaliliśmy, że nie będziemy z nich korzystać, bo zabawki mamy ze sobą. Nasze loty nie były długie, gdyby takie były, zabrałabym ze sobą książeczki czy zeszyty do wyklejania naklejkami. Dla Mikołaja świetnie sprawdziłby się nowy transformers, którym może bawić się godzinami.

 

10. Przygotowania

Mikołaj leciał samolotem 1,5 roku temu, ale zupełnie tego nie pamięta, więc od kilku tygodni odpowiadając mu co wieczór bajkę o jego ulubionym bohaterze – a jakże o imieniu Mikołaj – wplatałam w nią fascynującą podróż samolotem, opowiadałam o tłumie ludzi na lotnisku, o starcie i lądowaniu, zatykaniu uszu, lizaku i piciu.

 

W kolejny poście napiszę Wam i pokażę na zdjęciach, jak przebiegła nasza cała podróż do Rzymu z dwójką Maluchów i sporą ilością bagaży – w końcu to nasza przeprowadzka na miesiąc do Wiecznego Miasta, o której możecie przeczytać tutaj.

 

A jak Wasze przygotowania do lotu samolotem z dzieckiem?

Dopiero się szykujecie czy macie już jakieś swoje sprawdzone triki?

 

Chcesz być z nami na bieżąco?
Dołącz  do nas na Facebooku i Instagramie.

Artykuł Dziecko w samolocie – podróż z niemowlakiem i trzylatkiem pochodzi z serwisu Agnieszka Kudela - Parentingowy blog lifestylowy.

5 rzeczy, których dowiedziałam się o swojej rodzinie w Rzymie

Image may be NSFW.
Clik here to view.
blog podróżniczy wakacje z dzieckiem w Rzymie

To niesamowite, że musiałam wyjechać aż do Rzymu, żeby zauważyć takie proste prawidłowości, które rządzą naszą rodziną. Codzienna bieganina dom – praca – dom sprawiała, że miałam klapki na oczach, które momentalnie spadły mi, gdy na 7 dni wyłączyłam się z tego pędu.

1. Mikołaj nie lubi zmian

O tym mówiła mi już wcześniej Pani z przedszkola, ale przyznaję, patrzyłam na to z przymrużeniem oka, gdyż zupełnie nic takiego nie zauważyłam w naszym codziennym, prędkim i zaplanowanym do granic możliwości życiu.

 

Gdy zmieszaliśmy w Rzymie, przez pierwsze 3 dni wychodząc z mieszkania szliśmy w najróżniejszych kierunkach. Aż do dnia, w którym kupiliśmy bilety, dzięki którym przez 4 dni mogliśmy podróżować autobusami, dlatego przez 5 dni z rzędu wychodząc z domu skręcaliśmy w prawo. Gdy 6 dnia nie szliśmy już na przystanek i poszliśmy w lewo, Mikołaj stanowczo zaprotestował. Był płacz i łzy, nie przemawiały do niego w tej chwili żadne argumenty – to był moment, w którym wszystko zaczęło składać mi się w całość, gdy pierwszy raz sama zobaczyłam, że zmiany wprowadzają w Mikołaju lęk.

 

Wtedy zauważyłam, że naprawdę tęskni za domem. Za codziennym rytmem.

 

Zauważyłam, że w związku z tym, że do tej pory zawsze jeździliśmy na wakacje do 4-5 gwiazdkowych hoteli z basenami, placami zabaw w hotelu i na zewnątrz, z pełnym wyżywieniem, Mikołajowi zajęło wiele dni zrozumienie, że nasze wakacje tym razem wyglądają inaczej, a także musiał nauczy się czerpać z tej innej formy wakacji prawdziwą radość, odnaleźć się na urlopie niewypełnionym po brzegi atrakcjami. Dziś największą atrakcją jest chowanie się w szafie i strój robota z kartonu, ale zajęło mu to sporo czasu.

 

Ta wiedza uświadomiła mi, że wprowadzenie choćby najmniejszych rytuałów do naszego wakacyjnego (i nie tylko) życia może pomóc odnaleźć się Mikołajowi w nowej sytuacji i wiecie co? To działa. Wstawanie, wspólne śniadanie, wyjście do sklepu, lody i kilkugodzinny spacer to nasze rytuały, które w odpowiedniej kolejności pozwalają nam na wakacje upływające w większym spokoju, bez częstych wybuchów płaczu i przy większym zadowoleniu Mikołaja. Zaczynanie każdego wyjścia od skrętu w prawo sprawia, że Mikołaj uczy się drogi i cieszy się na każdy rozpoznany budynek, co daje mu znów poczucie bezpieczeństwa.

 

2. Ja nie lubię zmian

Gdyby ktoś mi to powiedział przed wyjazdem, albo przez pierwsze dni pobytu tutaj, padłabym ze śmiechu. Przecież ja kocham zmiany! Od czasu, gdy w liceum, z okazji swoich 18 urodzin, które wypadły w zakończenie roku szkolnego, oprócz świadectwa przyniosłam do domu… papiery ze szkoły, które jako pełnoletnia osoba mogłam już zabrać bez zgody rodziców – i bez ich wiedzy! Nikt nie wierzył w mój krok, nawet szkoła – wychowawczyni wpisała jak co roku moje nazwisko do szkolnego dziennika, choć formalnie uczennicą szkoły już nie byłam. I nigdy do niej nie wróciłam. Wybrałam sobie szkołę w innym mieście, do której dojeżdżałam codziennie autobusem i pociągiem i nie opuściłam w niej ani jednego dnia, choć w poprzednim liceum miałam problem by pojawić się 5 razy w tygodniu. Wtedy pokochałam zmiany, poczułam swoją moc sprawczą i energię, którą mi dają. Jak to więc możliwe, że jednak nie lubię zmian?

 

To w Rzymie zrozumiałam, że lubię tylko te zmiany których siłą napędową jestem ja, ale słabiej radzę sobie z zewnątrzsterowalnymi zmianami, których sama nie zainicjowałam lub których nie chcę. Zrozumiałam, że wszelkie lęki w moim życiu spowodowane są właśnie takimi sytuacjami, które nie zależą ode mnie.

 

Ta cenna wiedza to dla mnie dziś nowe możliwości, to dla mnie nowe szanse i ogromny temat do nauki – uznania swojej bezsilności wobec rzeczy, na które w danej chwili nie mam wpływu, aby nie pozwolić im na rujnowanie własnego samopoczucia, zapału, czy poczucia własnej wartości.

 

3. Maksio przechodzi lęk separacyjny

Od jakiegoś czasu gdy wychodzę bez Maksia na przykład do pracy, to gdy wracam do domu skradam się na paluszkach, aby mie nie od razu usłyszał, aby chociaż umyć ręce zanim mnie zobaczy – bo wtedy już nic nie ma dla niego znaczenia jest płacz i wyciągnięte w moją stronę rączki.

 

W Rzymie zrozumiałam, że tak jest także wtedy, gdy spędzam z nim czas 24/7. Nawet jak znikam za ścianą kuchni Maksio płacze tak samo. Olśniło mnie, że przecież 7-9 miesięcy to wiek, w którym pojawia się u Dziecka lęk separacyjny, dostrzeżenie i nazwanie tego zjawiska pozwoliło nam zrozumieć, dlaczego Maksio się tak zachowuje, zrozumieć, że to naturalny etap w rozwoju Dziecka i… wyzbyć się tak dużych wyrzutów sumienia spowodowanych tym, że nie jestem zawsze z Maksiem 24 godziny na dobę.

 

Wiedza ta pozwoliła mi bawić się z nim tak, aby wspierać jego rozwój – na przykład w chowanie się za zasłonką czy budką wózka – nauka, że choć czegoś nie widzimy, to nie oznacza, że tego nie ma albo zaraz tego znów nie będzie. To, że Mama znika nie oznacza, że jej nie ma i że nie wróci.

 

4. Uwielbiam ruch

Często pytacie mnie jak ćwiczę, że udało mi się zgubić nie tylko kilogramy po ciąży, ale wrócić do wagi z liceum, a ja ze wstydem odpowiadam, że nie ćwiczę, a zmieniłam jedynie nawyki żywieniowe. Chciałabym odpowiadać, że jestem super fit i codziennie, zamiast jak teraz odzyskiwać codziennie o poranku przytomność z nosem w kawie, budzę się jak skowronek i biegam po osiedlu. Ale nic z tych rzeczy. Moje dni w Gdyni wypełnione są zadaniami od świtu do późnych godzin nocnych, mój dzień podzielony na pracę i życie rodzinne jest zaplanowany niemal co do minuty i niestety nie ma w tych planach zwykle takich luksusów jak codzienne, długie spacery, ani ochoty na żadną przebieżkę.

 

Ten pęd sprawił, że zapomniałam o tym, jak fantastycznie czuję się spacerując!  Jak cudownie jest pokonywać 10-15 kilometrów dziennie pchając wózek, idąc obok męża, który też pcha wózek, a nasze dzieci łapią się za ręce. Jak cudownie jest wyjść z domu na cały dzień, bez komputerów, niemal bez internetu, bez ciągłych telefonów i maili, spacerować i tak na 100% być ze swoją rodziną, robić głupie miny do zdjęć, mazać się lodami i dzielić sie ostatnim kawałkiem suchej bułki. Biegać w bańkach mydlanych, jechać autobusem, szukać cienia pod drzewami, cieszyć się z dziecięcej drzemki i ścigać wózkami, śpiewać na cały głos autorskie wersje “Despacito” i uśmiechać się do przechodniów.

 

Nie chcę tego już nigdy zapomnieć.

 

5. Mój mąż jest prawdziwym partnerem

Dopiero na wyjeździe dostrzegłam, jak wiele rzeczy na co dzień ogarnia Wojtek. Dopiero zmiana mieszkania pozwoliła mi dostrzec, że w nowej szafce jest zawsze papier toaletowy, a w kuchni ręcznik papierowy, jak zapomniane przeze mnie pranie dawno jest zrobione, a w łazience palą się świeczki, aby nie obudzić Maksia jak śpi (łazienkę mamy w sypialni). Na co dzień w tym pędzie przywykłam już do pewnych rzeczy, nie tylko nie doceniam ich, ale najgorsze jest to, że ja ich już po prostu czasami nie widzę.

 

Przyjazd do Rzymu pokazał mi, jak fantastyczny, partnerski związek tworzymy. Zawsze powtarzam, że stoi za mną mąż, dzięki któremu mogę się rozwijać (i pisać ten post, bo to on teraz podaje Maksowi smoczka gdy się przebudza), ale dziś czuję to całą sobą.

 

Za nami tylko 10 dni, a ja już dostrzegam ogromny wpływ naszej miesięcznej przeprowadzki do Rzymu, nie mogę doczekać się tego co odkryję za kolejne 3 tygodnie.

 

A może Tobie przyszło dziś do głowy, czego nie doceniasz na co dzień? Może masz jakieś sprawdzone sposoby na codzienny relaks, chwilę zadumy w codziennym, domowym życiu? Z przyjemnością posłucham.

 

Chcesz być ze mną na bieżąco?
Dołącz  do nas na Facebooku i Instagramie.

Artykuł 5 rzeczy, których dowiedziałam się o swojej rodzinie w Rzymie pochodzi z serwisu Agnieszka Kudela - Parentingowy blog lifestylowy.

Viewing all 269 articles
Browse latest View live